Władysław Hasior - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > wywiady

Towarzyski wstyd, czyli nieobecność w awangardzie

Na zaproszenie Wydziału Kultury UM gościł w Tychach jeden z najbardziej znanych polskich artystów współczesnych Władysław Hasior. Urodził się w 1928 roku. Ukończył zakopiańskie Liceum Technik Plastycznych oraz warszawską ASP. Zasłynął kontrowersyjnymi rzeźbami, do których wykorzystuje przedmioty z codziennego życia.

- Mówi się, że pańska twórczość jest głęboko zakorzeniona w tradycji Podhala, podkreśla to chociażby A. Olszewski w „Dziejach sztuki polskiej 1890-1980”. Czym jest dla pana tradycja w sztuce?
- Dziękuję za zainteresowanie moją pracą, niestety rozmowa zaczyna się od miłego nieporozumienia. Nie uczestniczyłem nigdy w kontynuowaniu sztuki podhalańskiej. Czerpię z folkloru sztuki ludowej w ogóle, ale nie z najbliższego mi kręgu. Czar sztuki ludowej polega na tym, że właśnie w niej jest najtrwalej kontynuowana tradycja wyrażająca się umownością formy, gamy kolorystycznej. Da się to potwierdzić przez tak zwaną mityczną siłę kulturotwórczą danego regionu, w którym ludzie żyją, mają taki kanon etyczny, żyją w takim kręgu kultury religijnej, w takich warunkach geograficznych, że muszą mieć grube portki lub cieniutkie jedwabie. W związku z czym i kolor, i lekkość koloru, lekkość formy w strefach ciepłych krajów jest dużo radośniejsza, bardziej zwiewna, a w kręgach trudnych, jak skalne Podhale, ta sztuka jest w znikomych fizycznych formach. Eksponaty są bardzo drobne, to wynika z wrodzonego praktycyzmu i z biedy materialnej. Ja to wszystko dostrzegam, dostrzegam również to w sztuce ludowej, co nie jest dostrzegane przez etnografów - śmiałość, zuchwałość w sformułowywaniu kształtu rzeźby czy formy na płaszczyźnie malarskiej, którą artyści ludowi przedstawiają. I właśnie ta niespodziewaność układów przestrzennych powoduje, że mnie sztuka ludowa bardzo interesuje, bo tam podpatruję i zazdroszczę, że ja wcześniej takiego sformułowania plastycznego nie zrobiłem. W tym właśnie wyrażałby się mój tradycjonalizm.
- Tenże A. Olszewski pisze, że należy pan do „prekursorów sztuki pop-artu w skali światowej”. Jak możliwe jest połączenie awangardowego spojrzenia z tradycją?
- Proszę mnie nie przezywać artystą awangardowym, bo jestem właśnie tradycjonalistą. Dzisiejsi artyści z młodszego pokolenia chcą być prekursorami. Jest moda na to, by być w awangardzie. To daje nadzieję zdobycia laurów, uznania za stworzenie „czarnej błyskawicy”, takiej, jakiej nie było. Gdy się to komuś uda, to on właśnie odrywa się od pnia tradycji. A ja nie chcę się oderwać od korzeni, ja patrząc na wielkie dokonania artystów z różnych kręgów kulturowych, tam widzę odżywcze siły i mądrzejszy jestem o wielowiekowe doświadczenie innych. By nie być kameleonem, który co dany sezon zadziwia tylko zręczną ekwilibrystyką w kolorze, formach rzeźbiarskich, chcę być po prostu mądrzejszy - to strasznie też zadufana intencja - mądrzejszy w plastyce niż bardziej niespodziewany. Dopracowałem sobie argumenty, które mnie z radością wyciągnęły, w moim mniemaniu, z kręgu sympatycznych awanturników sztuki współczesnej. Rauschenberg, sławny artysta amerykański, ze swoimi kolegami w latach 50-tych stworzył wreszcie amerykański nurt w sztuce, bo dotychczas Amerykanie posługiwali się izmami europejskimi. Właśnie ten tak zwany pop-art jest ich, Amerykanów wynalazkiem, a dla mnie śmiesznym zdumieniem. Bo ja też to robiłem w latach 50-tych i potem zacząłem być porównywany z tamtym zjawiskiem. I proszę sobie wyobrazić, nawet dość wyrafinowani profesjonalni krytycy z taką łatwością mnie z tamtym nurtem łączą. A przepaść między nami jest niewiarygodna. Łączy nas tylko to, że tamci robią swoje eksponaty z materii zużytej i ja to samo robię. Absolutnie jest to moje, na gruncie polskim, pierwsze spostrzeżenie, natomiast różnica kultury materii, z czego się robi, jest rewelacyjnie inna. Ja widzę w przedmiotach poetycką energię, oprócz fizycznej ich wartości. Amerykanie, zwłaszcza ta grupa artystów, żyją w kosmosie wielkiej cywilizacji, z głębin ich miast nie widać sąsiedniego wzgórza. W tym wychowani oszaleliby ze zdumienia, gdyby zobaczyli na placu u siebie żywą krowę. Oni nie mają umiejętności poetyckiego osądu rzeczywistości.
- Rozumiem, że źródło jest inne, ale wobec tego co jest ważniejsze - zamiar artysty, czy efekt jego dzieła?
- Można sobie interpretować, ale nie byłoby uczciwej rozmowy, gdybym ja wyraził zadowolenie, że tak mnie wysoko w doborowym towarzystwie plasują. Nie zgadzam się psychicznie z tak łatwym szufladkowaniem, które nie przynosi mi ujmy, ale domagam się głębszego rozumienia moich motywów, dlaczego porzuciłem tzw. klasyczną rzeźbę, nie rzeźbię w jednej materii. To jest jeden z akademickich dogmatów, że szlachetna rzeźba to ta, która powstaje z jednej trwałej materii. To dogmat, który uśmierca radość rzeźbienia. Czy pan wie, w jakiej grupie zawodowej jest największa śmiertelność? W grupie rzeźbiarzy. 50, 60 lat i umierają. Wie pan, z jakiego powodu? Z nudów. Jak można całe życie tylko w drzewie kuć? Ja właśnie współpracuję z przeróżną materią, nie mając żadnych uprzedzeń, że ona jest brzydka, tania i nietrwała. Życie ludzkie jest najdroższe i chcemy je za wszelką siłę podtrzymać, a to się nie udaje i właśnie nietrwałość materii jest mi krewna. Dlaczego się nie czepiam twardzieli granitu? Byłoby z mojej strony bardzo niesympatycznym zadufaniem, że przy pomocy fizycznej wartości tej materii dostanę się do nieśmiertelności. Przecież wiem, że nie jestem Michałem Aniołem.
- Zdaniem Karola Estreichera „sztuka to piękno widziane przez artystę”, jednocześnie materia, której pan używa, sama w sobie nie jest piękna, bo cóż pięknego w drucie czy kawałku szkła? Czym według pana jest piękno w sztuce?
- Wymienił pan szkło, drut z nutką zdziwienia, że ja w tym widzę piękno. Nie ma piękniejszej rzeczy, jak właśnie te krztyny materii, które pan wymienił. Nie wiem, czy od razu piękno, ale jak złożyć je w jakiś kontekst, stwarza sie z tego rzeczywistość z instynktownym rozmysłem. I dlatego powstaje ten wózek [chodzi o rzeźbę „Czarny pejzaż”], w którym widział pan ziemię. Ta ziemia wskakuje w głąb wózka przez fakt, że jest tam postawione lustro. I powiększa się przestrzeń. Wbijam w to krzyżyki i powstaje mi cmentarzyk. Zrobić imaginację cmentarza to naprawdę nie jest nadzwyczajne, ale zrobić cmentarzyk w wózku dziecinnym to jest wydarzenie. Mam na to dowody, bo ten wózek, zrobiony w roku 70, poświęcony dzieciom Zamojszczyzny, został mi skradziony techniką fotograficzną przez nieznanego mi fotografa, który z tego zrobił swój protest przeciwko aborcji. Ja tego nie ścigam, bo przypomniałem sobie tęsknotę poety, aby jego dzieła pod strzechę trafiły. I mnie się udało. Z brzydkiej materii stworzyłem rzeźbę na temat bardzo dramatyczny i okazuje się, że dało się zrobić piękną rzecz emocjonalnie moralną.
— Zareagował pan gwałtownie, gdy była mowa o awangardzie, podkreślił pan to wykorzystywaniem tradycji. Ale właśnie takie wykorzystywanie tradycji również jest awangardą.
- Awangarda jest to jedno z modnych słów. Nieobecność w niej to towarzyski wstyd. A to, że się maluje nie po tej stronie płótna, tylko z drugiej, to jest mało. Ratują honor sztuki artyści z dawniejszych lat, którzy rozwinęli cud sztuki artystycznej nie wiedząc, że są w awangardzie. W 1964 zrobiłem eksponat z chleba. Wbiłem w bochenek nóż i wyciekła krew. Zrobiłem to, pamiętając o ostatniej wieczerzy. Bo On wtedy powiedział: Jedzcie i pijcie, to jest ciało moje i krew moja. I udowodniłem, że mówił prawdę. To nie znaczy, że odkryłem nową formę ekspresji, bo z chleba wcześniej robiło się bardziej przejmujące eksponaty, jak choćby szachy więzienne, jak choćby na dożynki ktoś komuś ofiarowywuje bochen, który nie jest do jedzenia, tylko jest artystycznym, sakralnym plackiem. Sztuka plastyczna obejmuje, i to nie z awangardowych intencji, że jest pieczywo sakralne. I jeżeli ja o tym wiem i na swój sposób te wypróbowane metody postępowania w plastyce sobie przypominam, a wyście zapomnieli, to wcale nie znaczy, że jak ja wam przypomnę, to ja jestem odkrywcą.
- Pański pomnik pamięci GOPR jest tradycyjny. Późniejsze zbliżone są do reszty twórczości. Najbardziej znanym jest „Pomnik ku czci poległych w walce o utrwalanie władzy ludowej na Podhalu”, który wywołał wiele sprzecznych opinii, Obecnie doszedł kolejny kontrowersyjny punkt - chodzi o nazwę. Czy w obecnej sytuacji pan się od niego odżegnuje, czy nie?
- Oczywiście, że się nie odżegnuję. Jestem dumny, że udało mi się w tamtych czasach rozpocząć budowę pomnika, pierwszego grającego w Europie. Niestety, nie udało mi się tego skończyć od strony dźwiękowej, bo ówczesny fundator miał nadepnięte ucho muzyczne i kategorycznie stwierdził, że nigdy nie widział grających pomników. Ani się nie wstydzę, ani mi w głowie się usprawiedliwiać. Jest to moje bardzo poważne dzieło, no i smutne, że nie dokończone. Pomnik dlatego, że się tak brzydko nazywa, jest obecnie dewastowany. Chciałbym, żeby został przechrzczony. Wtedy postawiłem warunek, że nie interesuje mnie nazwa i intencja, ale to, czy uda mi się postawić grający pomnik. No i oczywiście oszukano mnie mówiąc, że się uda. A sprawa przechrzczenia. Gdy kościół katolicki zdobył pozycję państwowej władzy w Rzymie, to wszystkie świątynie pogańskie przemianował na swoje kościoły. Jestem przygotowany na to , że w polskim kotle emocjonalnym będą jakieś tam komentarze - ale ja będę szczęśliwy, gdy będzie grał. A skąd mi przyszedł pomnik grający na pomysł... Znowu wracamy do tradycji. Tam miały być flety organowe włożone, wiatrów podhalańskich nie brakuje i miało zagrać. No ale mi tych fletów nigdy nie włożyli. Na poletkach góralskich ochroną przed dziką zwierzyną są różne brzęczki. I to jest podpatrzone.
- Czy sztuka ma swoje granice ?
- Kiedyś powstał taki filmik „Cztery żywioły Hasiora”. Ja się zgodziłem, bo trochę mi to imponowało, ale wtedy nie wiedziałem, że otaczająca rzeczywistość jest zbudowana z pięciu żywiołów. Ten piąty żywioł to ludzka fantazja, która i rujnuje otaczającą nas rzeczywistość, i rozbudowuje ją w monstrualnie niebezpieczny sposób, gwarantuje, że żadnej granicy w sztuce nie ma. Nie ma granicy. Nie ma, nie ma.

(Echo, 38/1993)

 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego