Arkadiusz Kremza - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > literatura

„Ludzie wewnętrzni” to postaci, które tak naprawdę są jednym człowiekiem
Przechadzka po życiu

Nakładem Instytutu Mikołowskiego ukazał się poemat „Ludzie wewnętrzni” mikołowianina Arkadiusza Kremzy.

- T. S. Eliot napisał poemat „Wydrążeni ludzie”, a ty „Ludzie wewnętrzni”. To świadome nawiązanie?
- Całkowicie przypadkowe. Eliota znam bardzo wybiórczo, a tego utworu w ogóle. Moi „Ludzie wewnętrzni” to po prostu ja w iluś tam odsłonach - wewnętrzny Arek mały zuch, wewnętrzny Arek mały piłkarz, wewnętrzny kochanek i tak dalej.

- Czyli taki swoisty pamiętnik?
- Można tak powiedzieć, choć nie padają tam daty, jak to się ma w  przypadku pamiętnika. To raczej poetycka przechadzka po tym, co się wydarzało w moim życiu. Jest to próba skondensowania najbardziej atrakcyjnych albo szczególnie ważnych dla mnie momentów.
- Arek Kremza jest jeden, a ludzie to liczba mnoga. Czy to oznacza, że ukazujesz różnorodność swych twarzy, swoich postaw, być może wzajemnie się przez lata zwalczających, a teraz chcesz się z tego wyspowiadać?
- Inaczej. Bohater tego tekstu nie cierpi na jakieś rozwarstwienie. „Ludzie wewnętrzni” to ustawione obok siebie postaci, które tak naprawdę są jednym człowiekiem. To jest cały czas ta sama osoba, tylko znajdująca się, jak to bywa, w różnych sytuacjach – czasami cierpkich, czasami słodkich, innym razem banalnych i przyziemnych, a innym - uduchowionych, świętych…
- Rozumiem, że całość oparta jest na zasadzie retrospekcji.
- Jak najbardziej, ale z taką jednoczesną próbą przeskoczenia w przyszłość, z chęcią przewidzenia jej albo wręcz z pewnym elementem przepowiedni, co może się jeszcze stać.
- Rozliczasz się z samym sobą? Gdy człowiek czyni takie podsumowywania, to z reguły po to, by samookreślić siebie w chwili obecnej, a jednocześnie zdiagnozować punkt wyjścia do dalszego życia i określić swoje w nim szanse. O to ci w poemacie chodziło?
- Właściwie można by to tak powiedzieć. Choć niekoniecznie jest to punkt wyjścia do dalszego życia a już na pewno trudno tu znaleźć jakąkolwiek diagnozę na szanse. Raczej jakaś intuicja, jakieś przeczucie…
- Zbliżasz się do wieku 35 lat, który stanowi umowną granicę między końcem młodości, a początkiem wieku średniego. Ten ciężar cię na tyle przytłoczył, że wymusił taki poemat?
- Z tym poematem było tak, że pisałem go kilkanaście miesięcy i w pierwotnej wersji był bardzo obszerny. Nie miałem pojęcia, kiedy go skończyć. I okazało się, że ostatnie dwa lata ze względu na różne zdarzenia stały się dla mnie niejako okresem zwrotnym. Musiałem zacząć tworzyć od nowa coś, co budowałem wówczas, gdy wydawało mi się, że jestem już dorosły, czyli gdy miałem 21 - 22 lata, kiedy przychodziły na świat moje córki. Teraz nadszedł czas, a statystyki na to wskazują, że być może jestem pośrodku swego życia. Pomyślałem, że może już nie być miejsca czy odpowiedniego momentu, by ten poemat mógł się ukazać.
- Z reguły unikałeś długich form. Pisałeś wiersze może nie do końca skondensowane, ale na pewno nie słownie rozbuchane. A tu nagle pojawia się ponad 20 stron litego tekstu. Dlaczego zdecydowałeś się na jedną długą opowieść, a nie na wiele krótszych utworów?
- Właściwie to jest tak, że ten poemat jest zbudowany z osobnych tekstów. One oczywiście nie są wyodrębnione, ale poszczególne fragmenty mogą funkcjonować jako samoistne wiersze. Połączyłem je jednak w całość, by podkreślić ich jednorodność. Co się zaś tyczy długich form… Aktualnie pracuję nad czymś jeszcze obszerniejszym, czyli powieścią, która powinna być gotowa za dwa lata. Będzie nosiła tytuł „Milber” – jest to nazwa miejsca, w którym obecnie pracuję w Wielkiej Brytanii. Ta książka też jest pełna mnie wewnętrznego, ale nie chciałbym póki co za dużo zdradzać.
- Czy to oznacza, że rezygnujesz z pisania tradycyjnych wierszy? Co prawda, one u ciebie ewoluowały od opisywania sytuacji z życia wziętych po relacjonowanie stanów wewnętrznych, jednak jak by nie patrzeć, w formie były dużo bardziej lapidarne.
- Absolutnie nie zapomniałem o krótkich utworach. Przygotowuję również tomik, który będzie się nazywał „Indeks chorób miłosnych”. Tematyką tych wierszy są w dużej mierze sprawy sytuacyjne. To oznacza, że będzie to jakby powrót do poetyckiego podglądania przeze mnie życia, tak jak w tomiku „Bloki”, a nie opis życia wewnętrznego, jak to było w późniejszych „Braniach”.
- Od czterech lat mieszkasz w Wielkiej Brytanii. Żyjesz w oderwaniu od korzeni…
- To racja. Różnie nas rozrzuca życie. Nie planuję jednak zostać na emigracji i do Mikołowa oczywiście wrócę. Tymczasem od czterech lat mieszkam tam. Kawał czasu, który uczy pokory i ciszy. Żyję z premedytacją bez telewizji, tylko z muzyką i pisaniem, w miejscu nazywanym angielską Rivierą, gdzie rosną palmy i nigdy nie pada śnieg. Dziwny kawałek Anglii. Tam pisał swoją rozprawę „O pochodzeniu gatunków” Karol Darwin. Ot, ciekawostka. Może ja też właśnie tam napiszę swoje dzieło życia?


(Gazeta Mikołowska, 11/2009)


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego