Marcin Bies - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > literatura

„Mam lekceważący stosunek do pogodnych wierszy o radości życia” - mówi Marcin Bies
Zapalnikiem był Hłasko

Kilka tygodni temu ukazał się debiutancki arkusz poetycki Marcina Biesa. Zatytułowaną „Atrapizm” książeczkę wydał „Port Literacki”.

- Masz 27 lat. Nie sądzisz, że debiutując dopiero teraz, zmarnowałeś trochę czasu?

- Nie uważam, że to był stracony czas, bo choć nigdy mi nie zależało na publikacjach i nie zabiegałem o nie, to od kilku już lat uprawiam aktywność literacką. Gdybym miał wydać pierwszy arkusz wcześniej, to pewnie by to nastąpiło, ale dzięki temu, że stało się to teraz, mogłem się do niego lepiej przygotować.

- Czyli to był twój świadomy wybór?
- Prawdę mówiąc wszystko odbyło niejako poza mną. Nagle okazało się, że wygrałem we Wrocławiu konkurs „Połów”, a to automatycznie wiąże się właśnie z wydaniem arkusza. I dobrze się stało, bo wydawnictwo, które go opublikowało, jest zacne. Powiedziałbym więc, że lepiej takie rzeczy robić później, za to dobrze. Cała ta sytuacja na tyle mnie zmobilizowała, że po raz pierwszy zacząłem myśleć o swoich wierszach w kategoriach książki.

- Tych kilkanaście, które zawarłeś w „Atrapizmie”, to kwintesencja twej poezji?
- Tworzą pewną zwartą całość, ale nie umiałbym stwierdzić, czy to kwintesencja. To raczej zamysł, który być może rozwinę i umieszczę jako osobną część w przyszłej książce. Te wiersze w arkuszu to tylko - powiedziałbym - jedna z moich twarzy.

- Dlaczego w ogóle zacząłeś pisać wiersze?
- Może dlatego, że zawsze miałem potrzebę jakiejś aktywności artystycznej, a jako jedyny w rodzinie nie nauczyłem się grać na fortepianie. Będąc dzieckiem, nie miałem chyba pociągu w tym kierunku.

- Ale dlaczego poezja? Coś przeczytałeś i cię zainspirowało, a może obudziłeś się pewnego ranka z gotowym tekstem w głowie?
- Nie wiem, jak wszystko się zaczęło, bo tego nie pamiętam. Po prostu, gdy byłem mały, zawsze coś tam zapisywałem, od kiedy tylko poznałem pierwsze litery. Lubiłem przepisywać zeszyty i książki, sama ta czynność mnie fascynowała. Natomiast pierwszy wiersz powstał, gdy skończyłem 17 lat. Miałem zeszyt, w którym je zapisywałem.
- Był jakiś autor, który szczególnie na ciebie wpłynął? Tylko nie mów, że Wojaczek.
- Niestety, a może - stety, akurat tak było. Zacząłem interesować się poezją właśnie od strony tak zwanych kaskaderów, czyli Wojaczka i Bursy.
- To o tyle mało oryginalne, że wielu poetów przyznaje się do tych fascynacji…
- Dlatego właśnie mówię, że niestety.
- Czyli może lepiej, żeby to byli Miłosz albo Szymborska?
- Trudno powiedzieć, bo nie przepadam ani za Miłoszem, ani za Szymborską. Natomiast istotne jest, że zanim się pojawił Wojaczek, wcześniej był Hłasko. Przeczytałem jego „Pierwszy krok w chmurach” i… mnie wzięło.
- To był jakiś zapalnik?
- Można to tak nazwać, ponieważ ta książka zmieniła w ogóle moje podejście do literatury. Zauważyłem, że ona może wiązać się z codziennym prawdziwym życiem i przedstawiać nie tylko jego jasne strony.
- Uznałeś, że emocje, które są w tobie, nie muszą tam pozostawać, lecz można je uzewnętrznić?
- Tak, dokładnie właśnie tak było, a jako właściwą dla tego formę wybrałem poezję. Sam nie umiem wyjaśnić dlaczego. Może dlatego, że ona umożliwia mi najpełniejsze wyrażenie siebie samego?

- Poezja jest dla ciebie istotą życia?
- Myślę, że tak. W pewnym momencie podjąłem taką decyzję - mam nadzieję, że słusznie i ufam, że to nie była tylko młodzieńcza chęć - by literatura stała się dla mnie pomysłem na życie.
- Z wierszy nie da się wyżyć!
- Dlatego nie mówię, że to dla mnie sposób na zrobienie pieniędzy, lecz sposób na życie.

- Jak byś scharakteryzował swoje wiersze? One wyrażają twoje rozterki, są twoim komentarzem do świata, czy raczej formą egzystencjalnych pytań o siebie samego?
- Z tym jest mały problem. Gdybym miał to uogólnić, powiedziałbym, że jest to prywatny komentarz do świata takiego, jakim ja go widzę. Nie są to pytania, lecz raczej próby udzielenia sobie odpowiedzi oraz zdefiniowania otaczającej nas rzeczywistości dla siebie samego.
- Świat w twoich wierszach jest mało świetlisty.
- Bo ten świat w rzeczywistości właśnie taki jest.

- Skąd w młodym człowieku taka dekadencja?
- Nie wiem skąd, ale wiem, że nigdy nie napisałbym wesołego tekstu. Mam lekceważący stosunek do pogodnych wierszy o radości życia. Jestem przekonany, że poezja nie powinna służyć jego afirmacji. Cała historia literatury to potwierdza, zawsze wartościowsza była ta smutna i dekadencka niż wesoła.
- Czujesz się zatem obrazoburczym twórcą, wrażliwym poetą czy po prostu człowiekiem korzystającym dla uzewnętrzniania swych myśli z poetyckich form?

- Określiłbym to tak: poezja jest dla mnie prajęzykiem, do którego wchodzi tylko to, co chcę, żeby wchodziło. Sam kontroluję jego możliwości i jego zakres.
- Mówisz „kontroluję”, a ja wiem, że nigdy nie poprawiasz swych wierszy. Uważasz, że jak się go napisze, to nie należy go zmieniać. Poezja jest językiem twej podświadomości?
- Dobrze to ująłeś. Uważam, że poezja siedzi w człowieku, dlatego kiedy sama zechce wyrazić się wierszem, należy go zapisać dokładnie takim, jaki się urodzi, bo tylko wtedy jest całkowicie autentyczny.
- Wspomniałeś, że teraz będzie tomik. Kiedy?
- Liczę, że teraz plany artystyczne nabiorą tempa. Mam nadzieję, że w przyszłym roku pojawi się moja książka poetycka będąca rozwinięciem tego arkusza oraz druga, którą zamierzam wydać w Mikołowie - będzie nosić tytuł „Matka przychodzi”. Poza tym pracuję obecnie nad zbiorem opowiadań.


(Gazeta Mikołowska, 9/2009)


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego