cz. 2 - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > literatura > Krzysztof Siwczyk

Krzysztof Siwczyk opublikował dwie nowe książki
Pisanie to banalna technologia

Chociaż Krzysztof Siwczyk mieszka w Gliwicach, od kilkunastu lat związany jest z naszym miastem. Pracuje w Instytucie Mikołowskim, zagrał także w dwóch „mikołowskich” filmach - „Wojaczek” (1999) i „Wydalony” (2010). Na przełomie grudnia i stycznia wydał dwie książki - tom wierszy „Koncentrat” oraz zbiór tekstów krytycznoliterackich „Ulotne obiekty ataku”.

- Którą z tych dwóch książek uznajesz za ważniejszą?

- Cóż, tom wierszy ukazał się wcześniej, był zaplanowany, dopieszczony. Prawdziwych emocji dostarczyła mi książka krytyczno-literacka, która ukazała się niespodziewanie. No i w myśl zasady, że najbardziej kochamy te dzieci, za które nie możemy ręczyć, traktuję ją wyjątkowo. Jest to książka specjalnej troski [śmiech]. Prawdopodobnie drugiej takiej nie napiszę. Natomiast wiersze pozostają dla mnie kursem podstawowym , są najważniejsze, te z „Koncentratu” nieskromnie uznaję za najlepsze, co dotąd mi się udało napisać, ale to moja prywatna ocena. Po dziewięciu książkach poetyckich oceny mogą być mylące. Nawet powinny takie być. Przecież pisanie wierszy nie jest drogą ku jakiejś doskonałości, raczej powolnym oddalaniem się od niej.
- Liczyłem, że jednoznacznie wskażesz na „Ulotne obiekty ataku”, bo to twój książkowy debiut w tym charakterze.
- Istotnie, fakt, że ponownie „debiutuję”, w zupełnie innym rodzaju pisania, powoduje, że „Ulotne obiekty ataku” traktuję z sympatią, taką rodzicielską czułością. Wiele z tekstów z tej książki miało swoje pierwodruki w gazetach, nie tylko literackich. Sporą część recenzji i szkiców publikowały „Gazeta Wyborcza”, „Dziennik”, „Tygodnik Powszechny”, „Polityka” w swojej internetowej witrynie, do „papierowej” „Polityki” pisuję czasami felietony. Jeden szkic, z czego jestem bardzo dumny, zamieściła też „Literatura na Świecie”, najlepsze od lat polskie pismo poświęcone literaturze, a jak mówią niektórzy, unikalne w skali świata. Dużo się w ostatnich latach naczytałem, również z obowiązku: z grupą krytyków robimy dla TVP Kultury program „Czytelnia”, gdzie na bieżąco omawiamy to, co się w Polsce na rynku książkowym ukazuje. Całość książki, opiekuńczo, potraktowało wydawnictwo Instytutu Mikołowskiego, zainaugurowaliśmy tym samym „linię krytyczną” i będziemy publikować książki, że tak powiem, krytyczne.
- Co „Ulotne obiekty…” zawierają?
- Na 224 stronach czytelnik może poczytać sobie o niektórych książkach, które czytałem przez ostatnie lata, i które mocno mnie poruszyły. Są to głównie recenzje z książek eseistycznych, prozatorskich, poetyckich autorów XX wiecznych, polskich i zagranicznych. Zaczynam od Mallarmego, kończę chyba na Robercie Rybickim. Jest to bardzo wybiórczy, prywatny dzienniczek lektur, bez ambicji naukowych i porządkujących; to raczej zapis emocji towarzyszących mi podczas różnych lektur.
- Wypada pisać poecie o innych poetach?
- Nie tyle wypada, to po prostu obowiązek: czytać innych i od nich się uczyć. Taka przyświecała mi idea. Druga, którą się kierowałem, to zasada doboru pozytywnego. Pisałem tylko o tym, co mi się podoba. Gdybym miał pisać o tym, co mi się nie podoba, książka objętościowo byłaby trzy razy grubsza [śmiech]. Tak poważnie - nie widzę sensu w wybrzydzaniu, w egocentrycznym krytykowaniu. Wolę chwalić, bo to jest przyjemne, a jest co chwalić, zwłaszcza w nowej polskiej poezji. Nomen omen jedynym „wybrzydzającym” jest tekst poświęcony książce zbierającej rozmowy o Rafale Wojaczku, autorstwa Stanisława Beresia i Katarzyny Wołowiec. Ale jest napisany dosyć przewrotnie.
- Twoja druga książka, czyli tom poezji, też padnie łupem krytyków… Sam wydajesz cenzurki, a nie obawiasz się oceny własnej twórczości?
- Chciałbym, aby padł łupem krytyków! Niestety o tego rodzaju poezji w Polsce pisze się mało. O dziwo recenzje, które przeczytałem, na razie są zadziwiająco pochlebne. Prawdopodobnie jest to wynikiem „zmęczenia” krytyków. Już nie chce im się mnie „kosić”, więc próbują na odwrót - „zagłaskać” [śmiech]. Ale nie ukrywam, że jest to miłe, nadaje jakiś sens tym poetyckim wysiłkom. Na krytykę jako taką już się uodporniłem. Mam w końcu 33 lata i krzyż na karku! Moje ostatnie książki, poza nielicznymi wyjątkami, były raczej zmilczane, chociaż miałem również momenty satysfakcji, zwłaszcza kiedy były traktowane, odczytywane i interpretowane w szerokim spektrum kulturowo-filozoficznym przez krytyków i badaczy tej miary co Kacper Bartczak, Anna Kałuża, czy niezawodny od ponad 65 lat, dziś już 86-letni, Henryk Bereza.
- Jak scharakteryzowałbyś „Koncentrat”? Różni się od dotychczasowych tomów?
- Odnoszę wrażenie , że jest nieco bardziej przejrzysty i klarowany w porównaniu, powiedzmy, do „Centrum likwidacji szkód”, który był książką duszną i męczącą. „Koncentrat”, jak sam tytuł wskazuje, mieści w sobie różne poetyki, które próbowałem uprawiać od momentu debiutu. Jest tu więc trochę wycieczek w stronę „opisywactwa lirycznego”, takiego jak kiedyś w „Dzikich dzieciach”, jest trochę orientalnych odlotów, wiersze są różnej miary, od błyskawicznej notatki po coś na wzór poematu. Dla każdego coś miłego. Ale przede wszystkim jest to książka świadoma samej siebie: wie jak i po co została napisana. I już odpowiadam na te pytania: Jak? Sprawnie. Po co? Ku pokrzepieniu serc [śmiech]. Jest to koncentrat depresji i radości, oszołomień i znudzenia, fantazji i suchych faktów – jak to w życiu. Gdyby miała to być moja ostatnia książka, to bym się nie wstydził.
- Nad czym obecnie pracujesz?
- Nad niczym, a to trudna praca. Teraz „hibernuję”, zawsze tak mam przed kolejną książką, to jest bardzo potrzebny stan. Tak piszę: głównie czekając, myśląc, zbierając się do ataku. Sam akt zapisu to bułka z masłem, wszystko trzeba najpierw w sobie rozpoznać i wymyśleć. Same pisanie to banalna technologia. Wiele radości natomiast mam z działalności Instytutu Mikołowskiego. W 2010 roku opublikowaliśmy rekordową ilość 15 książek, w obecnym chyba tego nie pobijemy, ale zapowiadają nam się bardzo dobre nazwiska. Ludzie chcą wydawać książki w Mikołowie i często musimy odmawiać, bo nie dajemy rady. To jest jakiś fenomen, że w 40-tysięcznym mieście udało się stworzyć wydawnictwo poetyckie A-klasy. Dumny jestem z tego, że mogę w tym uczestniczyć.


(Gazeta Mikołowska, 2/2011)


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego