Przeżyli atak tsunami - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > artykuły

Róża i Henryk Widerowie z Czarkowa przeżyli atak tsunami
Pięć oddechów oceanu

- Kiedy dzień po powrocie obudziłam się w domu i zobaczyłam za oknem las, powiedziałam: Co za piękny widok! Jak dobrze, że już nie woda - mówi Róża Widera z Czarkowa koło Pszczyny, która przeżyła atak tsunami na Sri Lankę.
Moja rozmówczyni spędzała święta wraz z mężem Henrykiem w leżącym nad Oceanem Indyjskim hotelu Taj Exitica w miejscowości Bantota. W pierwszy dzień świąt nic nie zapowiadało dramatu.
- Rano mąż zaniósł do ogrodu palmowego przy hotelu leżaki i koce - opowiada pani Róża. - Później wrócił do pokoju i poszliśmy na śniadanie w restauracji na II piętrze.
Było około godziny 10. Wspaniała pogoda, upał około 30 stopni, łagodny wietrzyk.
- Wychodziliśmy już z restauracji, gdy nagle rozległ się alarm i usłyszeliśmy ogromny huk. Zewsząd dało się słyszeć trzaskające szyby, potężny szum wody i uderzające o mury przedmioty - relacjonuje Róża Widera.

Gdy turyści spojrzeli w dół, zobaczyli ścianę wody, która zalewała ogród i pomieszczenia na parterze. Porwała przygotowane już przez nich leżaki i uniosła z powrotem do oceanu, zostawiając tylko grubą warstwę piachu.
- Przeżyliśmy szok — kontynuuje moja rozmówczyni. - Gdyby ktokolwiek był wówczas w ogrodzie, nie miałby szans z żywiołem.

Po chwili wszystko się uspokoiło. Gdy ludzie otrząsnęli się z zaskoczenia i wrócili do swych pokoi, ocean ponownie zaatakował.
- Obsługa krzyczała, żeby biec na wyższe piętra. Nagle zabrakło prądu, nie było wody, wysiadły telefony. Zapanował chaos - Róża Widera do teraz nie potrafi opanować zdenerwowania na przypomnienie tamtych chwil.
Łącznie w ciągu pół godziny w hotel uderzyło pięć fal. Na szczęście w tym hotelu nikt nie zginął, ale dwa sąsiednie zostały zmiecione z powierzchni ziemi. Taj Exitica ocalała, gdyż w tym miejscu siłę uderzenia osłabiły wystające w oceanu skały.

Państwo Widerowie wrócili do Polski 30 grudnia wieczorem.

***

To miała być niezapomniana wyprawa - dwa tygodnie na Sri Lance. I niezapomniany ten wyjazd dla Róży i Henryka Widerów z Czarkowa koło Pszczyny rzeczywiście pozostanie, ale z całkowicie innych względów. Tylko cudem przeżyli atak tsunami na hotel, w którym mieszkali.

Rajski zakątek

- W ubiegłym roku byliśmy z mężem na wycieczce objazdowej po Sri Lance i Malediwach - opowiada Róża Widera. - Byliśmy zachwyceni, dlatego teraz postanowiliśmy tam wrócić po to, by wypocząć. Bez zwiedzania, tylko codziennie na plaży i w pobliżu hotelu.

Polecieli na Sri Lankę 19 grudnia, powrót zaplanowali po Nowym Roku. Po wylądowaniu w Colombo zaopiekował się nimi mówiący po polsku mieszkaniec wyspy Sajith de Silva, który samochodem zawiózł ich do oddalonej o 100 kilometrów miejscowości Bantota. Zamieszkali na I piętrze usadowionego na skałach hotelu Taj Exotica. Z okien rozpościerał się widok na Ocean Indyjski.
- Cudowne morze, ciepła woda, szeroka piaszczysta plaża z palmami. Byliśmy oczarowani - opowiada moja rozmówczyni.

Małżonkowie codziennie spędzali czas na brzegu lub w ogrodzie.


Wigilia pod palmami
Hotel pełen był turystów z Europy, część dojechała jeszcze w wigilię.

- Byli Anglicy, Francuzi, Rosjanie - wymienia Róża Widera. - Wszyscy chcieli spędzić tu święta i sylwestra. Panowała atmosfera beztroskiej zabawy.
Wieczerzę wigilijną hotel przegotował na części plaży od strony oceanu. Co prawda nie było opłatka, choinki ani innych typowych elementów świątecznego wystroju, ale nie zabrakło innych atrakcji. Na stole dominowały potrawy z miejscowych ryb, a obsługa wręczała gościom drobne upominki.


Piekło z oceanu
Ranek drugiego dnia świąt nie różnił się od innych. Goście przygotowywali się już do odpoczynku w hotelowych ogrodach znosząc do nich jeszcze przed śniadaniem leżaki i koce. Posiłek w hotelowej restauracji zaczynał się około godziny 10. Pierwsi turyści już wychodzili na zewnątrz, gdy zaczęło się piekło.

- Bez żadnej zapowiedzi nagle do ogrodu wlała się wielka fala, która zmiotła wszystko, co w nim było - wspomina moja rozmówczyni.
Zszokowani turyści spoglądali na żywioł z góry. Na szczęście nikt z nich nie wyszedł wcześniej na plażę.
- To było tak nagłe, że nie wiedzieliśmy, co się dzieje - mówi pani Róża. - Mąż chwycił za telefon i zadzwonił do córki Kingi, która pozostała w domu, że chyba zbliża się tajfun.
W ciągu pół godziny w hotel uderzyło pięć ogromnych fal niszczących wszystko, co natrafiły na swej drodze. To niezwykłe, ale w Taj Exotica nikomu nic złego się nie stało.
- Chociaż ocean się uspokoił, dowiedzieliśmy się, że kataklizm może się powtórzyć. Postanowiliśmy natychmiast wracać do Polski - przyznaje Róża Widera.

Obawa przed drugą falą
Do Colombo małżonków odwiózł samochodem Sajith de Silva. Dopiero podczas tej podróży tak naprawdę przekonali się o rozmiarach katastrofy. Mijali po pełnej objazdów drodze zrównane z ziemią domy i poskręcane potężnym uderzeniem tory kolejowe. Widzieli ludzi rozpaczających po utracie swych bliskich. Dało się też odczuć potężny odór, jaki zaczął się roznosić wokół:

- Wszyscy chodzili w chusteczkach zasłaniających usta i nos. Sytuację pogarszał ulewny deszcz i panujący jednocześnie upał.
Na lotnisku w Colombo koczował już tłum uciekinierów. Każdy chciał się dostać na dowolny samolot lecący do Europy, byle dalej od Sri Lanki. Wszyscy bali się ponownego uderzenia tsunami oraz epidemii.
- Myślę, że teraz przez długi czas większość na Sri Lankę nie wróci. Dla tego kraju, który żyje z turystów, będzie to tragedia - uważa moja rozmówczyni.

Siła przyrody
Jak przyznaje, jej wyspa kojarzyć będzie się do końca życia z kataklizmem, jaki przeżyła.

- Gdy teraz wszystko analizujemy, wychodzi na to, że uratował nas cud za cudem - opowiada Róża Widera. - Dwa hotele w pobliżu naszego woda zmiotła z powierzchni ziemi. Dla nas zbawienny okazał czas posiłku, bo gdyby fala nadeszła pół godziny później, ogród byłby pełen ludzi! A gdyby tsunami zaczęło się podczas wigilii? Trudno się nawet nad tym zastanawiać.
Jednocześnie dodaje, że przekonała się, jak nigdy dotąd, o potędze przyrody.
- Zrozumiałam, że człowiek jest wobec niej bezsilny - mówi.

(Dziennik Zachodni, 1/2005)


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego