Ludzie na rynku - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > artykuły

Ludzie na rynku

Może i gdzie indziej, lecz przecież nie wszędzie przewodniczący Rady Miejskiej występuje w amatorskich spektaklach, wiceburmistrz pisze sztuki teatralne i publikuje wiersze, a burmistrz podczas towarzyskich spotkań grywa na organach. Ale to nie o nich będzie ta opowieść...


Marcin Kozak być może nigdy nie słyszał o szewcu Herostratesie, bo jako kowal pewnie nie był obeznany w histori starożytnej, ale dla Mikołowa stał się niemal tym, kim tamten ponad dwadzieścia wieków wcześniej dla Efezu. To właśnie w stojącej przy rynku kuźni Kozaka 20 maja 1794 roku wybuchł pożar, który prawie unicestwił całe miasto, gdyż spaliło się wówczas 107 domów i 58 innych zabudowań. Ocalały trzy murowane domy, szesnaście budynków drewnianych oraz drewniane probostwo i murowany kościół świętego Wojciecha. Te trzy murowane domy stały na południowej ścianie rynku. Ocałały, bo wiejący od tej strony wiatr nie dopuścił do nich płomieni.

Spłonął za to ratusz, stojący dotychczas na środku rynku. Od dwudziestu lat pracował w nim sekretarz miejski Jan Fryderyk Neumann, ożeniony z córką wójta Chytreusza, którego przodkowie wcześniej nazywali się po prostu Chytry, później Chytrek, ale postanowili uszlachetnić sobie nazwisko. Neumann zajął się odbudową miasta. To dzięki niemu uzyskano pieniądze z ubezpieczenia od pożarów, przy okazji jednak drobną sumkę wziął zaliczkowo dla siebie na odbudowanie własnego domu. Dlatego też nowy burmistrz Antoni Koch wszczął przeciw niemu sprawę sądową, w efekcie czego książę pszczyński, chcą uniknąć skandalu, wstrzymał wypłatę jakichkolwiek dodatkowych pieniędzy na odbudowę miasta.
Koch był pierwszym burmistrzem Mikołowa, nie pochodzącym z wywodzącej się stąd rodziny. Między jego poprzednikami na tym stanowisku dwaj nosili nazwisko Chytreusz, bez wątpienia byli to przodkowie żony Neumanna. Wśród wcześniejszych burmistrzów można znaleźć także Walentego Kozaka, pewnie przodka znanego nam już kowala. Wątpliwym wydaje się, by z tej samej rodziny wywodził się Paweł Kozieł, jednoroczny burmistrz z roku 1684, chociaż kto wie... Faktem jest jednak, że mniej więcej od czasu przełomu XVII i XVIII stulecia mieszkańcy innych miejscowości nazywali mikołowian „kozami”. I nikt nie wie, czy to z powodu popularnych tu nazwisk: Koza, Kozieł, Kozak i tym podobnych, czy ze względu na powszechny handel kozami na miejscowym jarmarku, czy też przyczyną był ówczesny wygląd mikołowskiego herbu. Ukazuje on rycerki szyszak, wtedy ustawiony z profilu i przypominający głowę kozła. Dziś szyszak ustawiony jest en face i kozła nijak nie przypomina, ale za to nadal znana jest przyśpiewka ze słowami „W Mikołowie na jarmarku kupili my koza”. Od hełmu zaś nazwę przybrała najstarsza chyba dziś mikołowska organizacja - Klub Otwartej Przyłbicy, skupiająca grono miejscowych intelektualistów. Starsza jest tylko miejscowa loża masońska „Tolerancja”, skupiająca nie wiadomo kogo, bo nazwiska należących do niej osób są pilnie strzeżone.
Wśród burmistrzów był także Fryderyk Kiss, który zasiadał w mikołowskim ratuszu w połowie XIX stulecia. Był potomkiem Augustyna Henryka Filipa Kissa, urodzonego w Niemczech, w rodzinie wywodzącej się z Węgier, który w 1771 roku przywędrował do Paprocan obok Tychów, a w 1817 przeprowadził się do Mikołowa. 10 października 1802 roku urodził mu się syn August. W 1822 roku August junior wyjechał do Berlina, gdzie rozpoczął naukę w akademii sztuk pięknych. Rzeźbą, ktora zapewniła mu pamięć i miejsce w podręcznikach dziejów sztuki, była grupa amazonek, którą stworzył dla króla bawarskiego Ludwika I. Aleksandra Melbechowska-Luty i Piotr Szubert w opracowaniu „Posągi i ludzie” cytują opinię współczenego Kissowi krytyka podpisującego się jako W.M.: „(...) wspomnę o panu Auguście] Kissie, urodzonym w Pszczynie [to oczywista pomyłka, Kiss urodził się w Paprocanach - BP], na Górnym Śląsku. Miło mi było poznać pobratymca poświęcającego się sztukom pięknym i ujrzeć w nim całą potęgę tych słowiańskich wyobraźni, które w tak natchnionych poetycznych płodach, jak w najgłębszych muzycznych utworach, czy to finlandzki granit kując nad Newą, czy spiż lejąc wśród Berlina, zawsze równie wielkie i równie olbrzymie sprawują wrażenia. Nie bawił się pobratymiec nasz nad drobnostkowym cackiem sztuki, lecz w namiętnej pojął myśli owe cudowne Amazonki (...).” Dzieła Kissa trafiły między innymi do Poczdamu, Królewca i Wrocławia, oraz, a jakże, do Mikołowa. W październiku 1861 roku poświęcono tu kościół ewangelicko-augsburski. Kiss jest autorem wszelkich znajdujących się w nim rzeźb. Do dziś można podziwiać wykonane przez niego kolumny, ozdoby, a głównie ołtarz i ambonę. Jak podaje spisywana po niemiecku kronika kościelna: „Wielkim dobrodziejem młodej mikołowskiej gminy ewangelickiej był artysta-rzeźbiarz August Kiss (...). W r. 1861 na skutek starań pastora Zerneckego nabył on w Mikołowie dom jednopiętrowy z obszernym ogrodem za 2500 talarów i podarował go tutejszej gminie ewangelickiej jako dom konfirmandów, a krótko potem zapisał jeszcze w testamencie 6000 tal. na cele tego domu”. Dodajmy, że dom (jego lokalizacja jest obecnie nieznana) został odkupiony od niejakiego Kowacza. Dodatkowo Kiss wyłożył 100 talarów na jego urządzenie.
Bardziej znany mikołowski pomnik nie wyszedł jednak spod dłuta Kissa, lecz był dziełem Arnolda Künne, który stworzył pomnik poświęcony dwóm niemieckim cesarzom - Wilhelmowi I i Fryderykowi III. Autorem pomysłu jego postawienia był niejaki Rzesnitzek (wł. Rzeźniczek), miejscowy inspektor szkolny, a podchwycił ją fabrykant Büschel. Myśl spotkała się z entuzjastycznym odbiorem w kręgu tutejszego „Kriegervereinu”, czyli Związku Kombatantów. Najwięcej szczegółów związanych z powstaniem pomnika podaje wydana w 1908 roku niemieckojęzyczna i wydrukowana gotykiem pozycja pod tytułem „Geschichte des Kriegervereins Nicolai o/s 1873 – 1908” autorstwa Maximiliana Görlicha. Można się z nią zapoznać w Bibliotece Śląskiej.
Pomnik, który stanął na rynku naprzeciw jednej z trzech ocalałych podczas pożaru z 1794 roku kamienicy, został odsłonięty 12 maja 1907 roku. Zyskał oficjalną nazwę „Pomnika dwóch cesarzy”. Składał się z trzech części. W środku stał kilkumetrowej wysokości czworoboczny, zwężający się ku górze obelisk z wygrawerowanym na frontowym boku czarnym krzyżem. Na szczycie znajdowała się rzeźba pruskiego orła z rozpostartymi skrzydłami. Po obu bokach obelisku stanęły postumenty z popiersiami niemieckich cesarzy. Z jednej strony znalazła się rzeźba Wilhelma I z rodu Hohenzollernów, króla Prus od 1861 roku i cesarza zjednoczonych już Niemiec od 1871 do 1888 roku, na drugim postumencie popiersie następcy Wilhelma I, czyli Fryderyka III, który zasiadał na tronie tylko 99 dni, gdyż wkrótce zmarł. Obelisk oraz postumenty z popiersiami ustawione zostały na około metrowej wysokości cokole z datą „1907” pośrodku. W czasie powstań śląskich, jak napisał w wydanej w 1932 roku książce „Z dziejów Mikołowa i jego okolic” mieszkający w mieście Konstanty Prus, z pomnika usunięto popiersia i orła. Jak wtedy wyglądał, można zobaczyć na przedwojennej fotografii zamieszczonej w poświęconej Mikołowowi niemieckiej książce „Meine Heimatstadt Nikolai” („Moje rodzinne miasto Mikołów”) Hansa Taistry, wydanej w Norymberdze w grudniu 1969 roku. Sam obelisk „w roku 1937 pewnej nocy został zburzony”, jak napisał w sierpniu 1994 roku do Gazety Mikołowskiej były mikołowianin Ottmar Bartel.
Konstanty Prus pracował także w redakcji pisma „Katolik”, drukowanego w mikołowskiej drukarni założonej przez Karola Miarkę, a później należącej do jego syna. Prus ma dziś swoją tablicę pamiątkową na murze stojącej przy rynku biblioteki miejskiej. Pięćdziesięt metrów dalej, na innym murze, wisi tablica poświęcona Cyprianowi Kamilowi Norwidowi, który przemieszkał w Mikołowie parę jesiennych tygodni 1845 roku. Spotkał się z nim Maksymilian Jatowt publikujący pod pseudonimem Jakub Gordon. W swoich pamiętnikach napisał, że Norwid podarował mu wówczas pieniądze, własny paszport, a także mapę Prus, którą wyciął z wielkiej mapy Europy ze słowami „Polskę krajali, krajmy i my Prusy”.
Dwa i pół roku po Norwidzie był w Mikołowie Rudolf Virchow, wówczas dwudziestosiedmioletni lekarz. który przybył w związku z panującą na Górnym Śląsku epidemią tyfusu. 29 lutego 1848 roku uczestniczył w zorganizowanej w tym mieście konferencji naukowej. Dziesięć lat później opublikował pracę, w której udowodnił, że komórka jest podstawową jednostką budowy organizmu, a później towarzyszył Heinrichowi Schliemannowi podczas badań odkrytych przez niego ruin Troi. Virchow także ma w Mikołowie poświęconą mu tablicę pamiątkową, ale nie przy rynku, tylko przy aptece przy ulicy Konstantego Prusa. Najstarsza mikołowska apteka, która niebawem będzie świętowała dwustulecie istnienia, znajduje się przy rynku mniej więcej w miejscu, w którym swego czasu mieszkał pechowy szewc Marcin Kozak.
Zarówno w piwnicach tego, jak i kilku innych budynków przy rynku, znajdować się miały wejścia do dawnych mikołowskich lochów, prowadzących aż na odległe o kilkaset metrów Planty i tak zwaną Wymyślankę. Zawdzięcza ona swoją nazwę wymysłom znanego z ułańskiej fantazji rotmistrza Korwina - Wierzbickiego, który przed 1796 rokiem na cześć swej żony Szarloty nazwał ją Charlottenthal. W 1816 roku kupił ją były burmistrz Eliasz Chytreusz. Sąsiadujące z nią ziemie należały do znanego nam już Jana Fryderyka Neumanna, od którego nabył ją następca E. Chytreusza, Eliasz Tertoła, by w 1795 roku sprzedać ją urzędującemu akurat burmistrzowi Antoniemu Kochowi.
Na Wymyślance stać miał mikołowski „zomek”, w którym ponoć pojawiał się duch wspomnianej już Charlotty, a w którym znajdowało się wyjście z prowadzących od rynku podziemi. Tutaj też burmistrz Jerzy Rybicki, wcześniej aptekarz, zasiadający w mikołowskim ratuszu w latach 1919 - 1922, założył bogaty w roślinność park. Rybicki pełnił już swój urząd w ratuszu, który stanął w innym miejscu niż odbudowany po pożarze miasta na środku rynku. W 1872 roku zbudowano go na jego zachodniej ścianie, a stary ratusz rozebrano. Dziewięćdziesiąt lat później znajdował się na jego miejscu dworzec autobusowy, na którym w 1962 roku uwieczniono czekających z bagażami dwóch nastolatków. Jeden z nich nazywał się Rafał Wojaczek. Wówczas był jeszcze szesnastoletnim uczniem fascynującym się żeglarstwem. Dziś ma poświęconą mu tablicę pamiątkową na murze swego rodzinnego domu przy ulicy 1 Maja, w którym władze miasta postanowiły stworzyć Instytut Mikołowski, placówkę dokumentującą historię miasta i jego obywateli.

(Śląsk, 7/1997)


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego