Stefan Krynicki - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > artykuły > Mościcki i Krynicki
    
„…jak życie może wyglądać”
Przyczynek do biografii z prezydentem w tle


Ta historia doskonale nadaje się na filmowy scenariusz. Jest w niej wszystko, co niezbędne w pasjonującej opowieści: romantyczna miłość, wielki świat, znane nazwiska, przygoda, dramatyczne wydarzenia, nieprzewidziane zwroty akcji, szczęśliwe przypadki i tragiczne zbiegi okoliczności. Na dodatek wszystko rozgrywa się na tle burzliwych polskich dziejów XX stulecia.

Pytania i wątpliwości
Kiedy kilka lat temu pisałem swój pierwszy artykuł1 o doktorze Stefanie Krynickim – przedwojennym dyrektorze szpitala w Tychach – oraz o jego rodzinie, niemal cała moja wiedza o tym spowinowaconym z prezydentem Ignacym Mościckim lekarzu oparta była na wspomnieniach opowiadających mi o czasach swej młodości starotyszan. Pamięć bywa jednak zawodna i ulotna, dlatego mój tekst pełen był pytań oraz wątpliwości zawartych chociażby w nadtytule do niego: „Kim była Irena? Gdzie jest Marta? Co się stało z Jackiem?”
W jego zakończeniu zastanawiałem się nad losami żony doktora: „Nie wiadomo też, co stało się z Ireną Krynicką i jej dziećmi. Być może we wrześniu 1939 roku wyjechała z nimi z Polski przez Rumunię na zachód? Może została w okupowanej stolicy i zginęła w Powstaniu Warszawskim? A może przeżyła wojnę i ona, i Marta, i Jacek? Kto wie. Niestety, pewnie już nigdy nie doczekamy się odpowiedzi na te pytania.”
Doczekaliśmy. Wszyscy przeżyli. Na dodatek Irena w rzeczywistości miała na imię Anna, choć rodzina i znajomi nazywali ją Hanną.

Siła Internetu
Opublikowany przez miesięcznik „Śląsk” artykuł wraz z wieloma innymi tekstami zamieściłem przed trzema laty na swej autorskiej stronie w Internecie. Ktoś go przeczytał. W listopadzie 2014 roku otrzymałem maila:
„Żoną Stefana Krynickiego była Anna z Mościckich, córka Ludwika Mościckiego, brata Ignacego. Ich córka, Marta, urodziła się 27.11.1930. Zmarła 11.11.1987.
Ludwik ponadto miał syna Bolesława (z tego, co wiem, nie miał dzieci) oraz córki: Jadwigę – secundo voto Steffen, z tego związku bezdzietną (z pierwszego małżeństwa miała syna Bogdana, zginął w 1944) i Marię, która wyszła za mąż za Krzysztofa Ślaskiego.
Jestem córką Marty.”
Przysłała go mieszkająca we Wrocławiu Agata Moroń, która – szukając w Internecie informacji o swoich przodkach – natrafiła na mój tekst z 2008 roku.

Wizyty prezydenta
Pracując w latach 90. w tyskim tygodniku „Echo”, wpadłem na pomysł napisania cyklu artykułów (w 1999 roku ukazały się w formie książkowej2) o Tychach sprzed II wojny światowej, ale takich, jakimi zapamiętali je ludzie w nich wtedy mieszkający. Przez półtora roku odwiedzałem domy wielu sędziwych już wówczas osób. Tym sposobem trafiłem do Alfonsa Wieczorka, znakomitego akwarelisty, syna przedwojennego naczelnika tego miasta.
Pewnego razu podarował mi swoje spisane – specjalnie na jakiś ogłoszony krótko wcześniej konkurs – wspomnienia z młodości. Wśród nich znalazła się lakoniczna, chyba niedoceniana przez samego autora, informacja o tym, że do mieszkającego tu lekarza Stefana Krynickiego z prywatnymi wizytami przyjeżdżał prezydent RP Ignacy Mościcki:
„(…) obok naszego domu wybudował swoją willę dr Krynicki, bardzo dobry lekarz, od biednych nie brał pieniędzy. Ów lekarz poślubił żonę – siostrę naszego prezydenta, I. Mościckiego, który to 3 do 4 razy w roku odwiedzał swoją siostrę w Tychach. Wtedy to dr Krynicki przychodził do naszego lokalu (lokal ten prowadził mój straszy brat, Stefan) i kupował: żytnią, rektyfikacji warszawskiej i wódkę Baczewskiego. Oba domy graniczą płotami, a wtedy była jeszcze specjalna furtka w płocie, którędy dr Krynicki wchodził, a pan prezydent czekał na swojego szwagra w ogrodzie. Szkoda, że to piękno minęło bezpowrotnie. Mój brat Stefan był wybornym cukiernikiem i jego własne wyroby, wypieki, smakowały i młodym i starym, no i panu prezydentowi Mościckiemu.”
Wiele wskazuje, że wcześniej mało kto o tym wiedział, a już na pewno nikt przez poprzednich kilkadziesiąt lat o tym nie pisał.
Krótkie notki potwierdzające obecność prezydenta znaleźć można, o czym poinformowała mnie Agnieszka Ociepa–Weiss z Muzeum Miejskiego w Tychach, wyłącznie w przedwojennych kronikach szkół z miejscowości leżących w granicach tego miasta. W diariuszu przyfabrycznej placówki w Czułowie zapisano: „W poniedziałek 3 września 1927 roku witaliśmy przejeżdżającego szosą autem Najdostojniejszego Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Ignacego Mościckiego. Postawiono bramę triumfalną z napisem „Cześć Prezydentowi” i śpiewano „Niechaj żyje”. Z okazji tej pan dyrektor Mikulski złożył na książki szkolne 50 złotych, za które składa mu się podziękę.”
Z kolei w kronice szkoły w Żwakowie umieszczono następujący akapit: „Tutejsza szkoła przybrana odświętnie wyruszyła w tym dniu pod przewodnictwem nauczycielki na szosę, by przywitać głowę państwa. Pochód wyruszył o godz. 8 rano ze sztandarem, a dziewczęta niosły piękne bukiety kwiatów żywych. W chwili, gdy prezydent przejeżdżał, dziatwa wzniosła okrzyk na cześć prezydenta, a dziewczęta obrzuciły auto kwiatami. Prezydent Mościcki uśmiechnął się (...) dziękował dziatwie za tak miłe przywitanie.” Podana jest przy tym data 3 października 1927, ale bardzo prawdopodobne, że była to pomyłka i również chodzi o 3 września.
Trudno na podstawie przytoczonych notatek wyciągać jakiekolwiek daleko idące wnioski, a już na pewno nie są one same w sobie dowodami na to, by prezydent się w Tychach zatrzymał; staje się to niemal oczywiste dopiero w połączeniu ze wspomnieniami Wieczorka. Dziwić może jedynie, że jego kolejne pobyty w tym mieście nie doczekały się już żadnych śladów w piśmie, nawet jeżeli przyjeżdżał incognito. Dość powiedzieć, że o takich wizytach nie słyszał nawet prof. Marian Marek Drozdowski, redaktor jego Autobiografii3, co przyznał w naszej rozmowie telefonicznej w 2008 roku.
Tyle o Mościckim. Mnie bardziej zaciekawiła postać doktora, którego odwiedzał.

Opowieści starotyszan
Stefana Krynickiego i jego żonę zapamiętało wiele osób, czy mogłoby być jednak inaczej w przypadku dyrektora jedynego w niewielkich wówczas Tychach szpitala? Na dodatek, jeżeli ten dyrektor był według ich relacji przystojnym mężczyzną, znakomitym fachowcem, właścicielem okazałej willi nieopodal rynku, a na dodatek przybył do prowincjonalnej mieściny z wielkiego świata (w opinii Wieczorka – z Warszawy).
O ile zapamiętali jego samego, to w szczegółach byli już mniej precyzyjni. Przykładowo – zdaniem Alfonsa Wieczorka żona lekarza miała na imię Irena i była siostrą prezydenta; w opinii Augustyna Dyrdy, znanego rzeźbiarza, była jego wychowanicą; zaś Anna Drabik, dawna kucharka Krynickich, wspominała, że „doktorowa mówiła o Mościckim jako o swoim wujku”.
Różne były także podawane przez moich rozmówców daty śmierci Stefana – jedni wskazywali rok 1937, inni 1938.
Dlatego warto skupić się na faktach.

Medyk herbu Korab
Przyszły doktor urodził się 5 stycznia 1901 roku w Żegiestowie na Podkarpaciu jako jedno z (co najmniej) siedmiorga dzieci Juliana i Jadwigi z Karpińskich. Posługująca się herbem Korab rodzina była dość zamożna, do Juliana należały dobra również w pobliskiej Krynicy (od niej zresztą pochodzi jego nazwisko rodowe)4.
Szkolna edukacja Stefana naznaczona była burzliwym okresem, na jaki przypadła. Uczęszczał do IV Gimnazjum we Lwowie, naukę kontynuował w Jaśle, po czym trafił do III Gimnazjum im. Jana Sobieskiego w Krakowie. Jego uczniem był formalnie do 11 listopada 1918 roku. Zaciągnięty został do wojska, zaś wg podpisanego przez pułkownika Zulaufa poświadczenia z 15 października 1925 roku „służył w 4. p. p. leg. w czasie walk o Lwów, a następnie zaś brał udział w walkach na froncie litewsko–białoruskim w oddziałach linjowych tegoż pułku (…) od grudnia 1918 r. do grudnia 1919 r.”5
Tu ciekawostka: zmarły w 2008 roku w wieku 104 lat Aleksander Sałacki – emerytowany wojskowy i pisarz, po II wojnie mieszkający w Tychach – wspominając swoją młodość we Lwowie, opowiadał mi przed laty, że jako 14–latek „podczas obrony tego miasta zdobywał szlify kawaleryjskie, gdy kilkakrotnie rozwoził konno rozkazy rotmistrza Krynickiego”6. Mowa oczywiście nie o zaledwie 17–letnim wówczas Stefanie, lecz o również posługującym się herbem Korab Tadeuszu Krynickim, w okresie międzywojennym pracującym w Zakładach Azotowych w Mościcach, których budowę zainicjował Ignacy Mościcki7.
Jak wynika z wydanej 29 listopada 1918 roku w Makowie legitymacji, Stefan był w tym czasie szeregowym. Dopiero kilka miesięcy później zdał maturę we wspomnianym już krakowskim gimnazjum i 7 maja 1919 roku „na podstawie tego egzaminu uznano go jednogłośnie dojrzałym do studyów w Uniwersytecie”.
Jego rodzice mieszkali już wtedy właśnie we Lwowie, dokąd przenieśli się w trakcie lub tuż po zakończeniu I wojny światowej (później przeprowadzali się jeszcze kilkakrotnie). To stamtąd, jak pisze w swej autobiografii jego siostrzeniec Dariusz Bogucki, „trzej młodzi Kryniccy [czyli Stefan z braćmi] wyruszyli na wojnę bolszewicką”8. Po porównaniu dat w dokumentach wydaje się to dość uproszczonym stwierdzeniem, gdyż mundur nosił od 1918 roku nieprzerwanie. Wg legitymacji z 19 maja 1920 roku „plutonowy – medyk Stefan Krynicki” był „zajęty w kancelarii Szefa Sanitarnego 14. Dywizji piech. wlkp.”
Medyk, ponieważ 13 stycznia tego samego roku rozpoczął studia medyczne na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Pięć lat później, 15 maja 1926 roku, otrzymał tytuł doktora nauk medycznych, a promotorem jego pracy był prof. Henryk Halban (na certyfikacie potwierdzającym jej obronę widnieją także nazwiska rektora Edwarda Porębowicza i dziekana Romana Renckiego).
Niespełna trzy tygodnie później Ignacy Mościcki został zaprzysiężony na prezydenta RP.

Hanna czyli Anna
Ludwik Mościcki (1870–1938) był ostatnim z sześciorga dzieci Faustyna i Stefanii, młodszym o trzy lata bratem Ignacego, późniejszego prezydenta. Z jego małżeństwa z Jadwigą z Orłowskich urodziło się czworo dzieci: syn Bolesław oraz trzy córki – Anna, Jadwiga i Maria.
Tu uwaga – autorzy genealogii powołujący się na nią błędnie podają imię Anny jako Hanna (może dlatego, że właśnie takiego używała na co dzień), zaś Jadwiga bywa wskazywana jako jej córka9.
O dzieciństwie i młodości Anny praktycznie nic nie wiadomo poza tym, że przyszła na świat 27 lutego 1901 roku w Wieniawce, folwarku będącym w tym czasie własnością wdowy Marii z Chrzanowskich Cieszkowskiej10. Obecnie teren ten jest integralną częścią wsi Janki należącej do gminy Horodło w powiecie hrubieszowskim. Jak mówi Dariusz Tuz, prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Horodelskiej, Wieniawka funkcjonuje już wyłącznie jako nazwa zwyczajowa, zaś po dawnym dworze pozostały ruiny.
W metrykach parafii pw. św. Jacka i Matki Bożej Różańcowej w Horodle zachował się – udostępniony mi przez proboszcza Henryka Krukowskiego – zapisany cyrylicą akt chrztu Anny:
„Odbyło się to w posadzie Horodło 13/26 maja 1901 roku o godzinie 6 po południu. Stawił się osobiście Ludwik Mościcki, dzierżawca majątku ziemskiego folwarku Wieniawka, lat 30, zamieszkały tamże, w towarzystwie Wacława Szaleja, zarządcy majątku Wieniawka, lat 24 i Bronisława Malinowskiego, praktykanta, lat 21, obaj zamieszkali w folwarku Wieniawka i okazali nam noworodka płci żeńskiej, oznajmiając iż urodził się on w folwarku Wieniawka 14/27 lutego bieżącego roku o godzinie 12 w południe od pełnoprawnej żony jego Jadwigi Kunegundy Karoliny trzech imion z Orłowskich, lat 24. Niemowlęciu temu dano przy Chrzcie Świętym dokonanym tegoż dnia imię Anna, a jego rodzicami chrzestnymi byli Antoni Hempel i Paulina Kisewetter, następujący akt został odczytany oznajmiającemu i świadkom przez ojca, podpisany został przez nas i przez świadków.”11
Podwójne datowanie w akcie wynika z oczywistych względów z równorzędnego potraktowania kalendarzy: juliańskiego (Horodło leżało w zaborze rosyjskim) i gregoriańskiego obowiązującego wtedy już niemal w całej Europie. Warto też podać, że chrzestny Anny, Antoni Hempel, był znanym działaczem niepodległościowym i społecznym, autorem książki Polacy w Brazylii poświęconej polskiej emigracji w tym kraju.12
Nie wiadomo, jak długo Mościccy byli związani z Wieniawką. Z pewnością w 1913 roku Ludwik przebywał już od jakiegoś czasu w oddalonej kilka kilometrów od niej miejscowości Uściług13 (dziś na Ukrainie), w której, nawiasem mówiąc, do roku 1910 mieszkał słynny kompozytor Igor Strawiński. Uściług należał do powiatu włodzimierskiego. O tym, że właśnie te strony Anna musiała kojarzyć jako rodzinne, może świadczyć błąd, jaki popełniła w swej wydanej 3 października 1921 roku legitymacji studenckiej – w rubryce „rodem z” widać skreślony napis „Włodzimierza Wołyńskiego”, a dopiero nad nim prawidłowy wpis wskazujący na Wieniawkę.
Studia na wydziale rolniczo–leśnym Politechniki Lwowskiej podjęła po maturze w Lublinie. Będąc na czwartym roku, wiosną 1925, wyjechała na praktykę do zakładu hodowli roślin w Montfort we Francji w celu – jak to napisano w stosownym poświadczeniu – „pogłębienia studjów specjalnych w zakresie hodowli roślin”, zaś Rada Wydziału „uznała wyjazd p. Mościckiej za bardzo pożądany”.
Po ukończeniu edukacji w katedrze uprawy roślin w Dublanach k. Lwowa uzyskała w 1925 roku dyplom agronoma, po czym krótko pracowała jako asystent w macierzystej uczelni.

Romantyczna historia
Anna i Stefan studiowali w tym samym mieście, ale nie wiadomo, kiedy dokładnie się poznali. Wiadomo za to – jak (jeśli wierzyć rodzinnej legendzie):
– Historia – o ile prawdziwa – jest romantyczna – mówi ich wnuczka Agata Moroń. – Poznali się przez wspólnego znajomego. Rodziny tego pana i Hanny chciały ich wyswatać. Ale ani babcia, ani pan nie byli zainteresowani. Pan, razem ze swym przyjacielem Stefanem, przebywali gdzieś. Nie wiem gdzie, ale pod wpływem rodziny Hanna napisała list do pana. Pan, który nie lubił pisać, poprosił Stefana, żeby ten odpowiedział. I tak rozwinęła się korespondencja między dziadkami… Stefan wiedział o planach matrymonialnych. Kiedy się zorientował, że listy są już bardzo osobiste (był ich adresatem, przynajmniej pozornie), powiedział przyjacielowi, że dalej już nie może pisać... Bo Hanna stała mu się zbyt bliska. Ponoć wtedy ten pan rzekł, że nie jest zainteresowany – i w kolejnym liście dziadek się przyznał, że to nie pan, a on koresponduje z Hanną. Nie wiem, jak doszło do spotkania, czy to małżeństwo zyskało aprobatę Mościckich (Ludwika i jego żony), ale dziadkowie ślub wzięli.
Pobrali się 7 listopada 1926 roku w kościele św. Wojciecha w Jaworznie. Według datowanego na 3 maja 1927 roku odpisu Testimonium copulationis (Aktu ślubu) oboje byli wyznania rzymskokatolickiego. Pełne rozszyfrowanie odręcznie wypełnionego po łacinie formularza14 jest dosyć kłopotliwe, lecz wszystko wskazuje, że jako świadkowie nowożeńców wystąpili Tadeusz Zwisłocki oraz Franciszek Mościcki. Pierwszy z nich był mężem Heleny, córki Ignacego Mościckiego, byłym legionistą, a w latach 1925–1927 dyrektorem fabryki chemicznej „Azot” w Jaworznie15; dane drugiego jednoznacznie wskazują na najmłodszego syna prezydenta.
O weselu domowe archiwa niestety milczą.

Z Woźnik do Tychów
Stefan pracował wtedy w Woźnikach (miasto w obecnym powiecie lublinieckim).
Jak ustalili Elżbieta i Piotr Matuszkowie, autorzy opracowania poświęconego przedwojennym tyskim lekarzom, trafił tam dość przypadkowo. Mianowicie po zakończeniu studiów „uzyskał zgodę Generalnej Dyrekcji Służby Zdrowia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na udział w rocznym kursie w Państwowej Szkole Higieny w Warszawie w charakterze stypendysty. W związku z tym musiał odbyć służbę przygotowawczą.”16 W efekcie otrzymał przydział do Wydziału Zdrowia Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, ale już po miesiącu złożył rezygnację ze stażu.
Ze Śląska jednak nie wyjechał, gdyż przez Spółkę Bracką w Tarnowskich Górach zatrudniony został we wrześniu 1926 roku jako lekarz właśnie w Woźnikach. Wymeldował się stamtąd 30 lipca 1927 roku (w dowodzącym tego dokumencie figuruje również służąca Marjanna Wieczorek).
Prawdopodobnie właśnie wówczas Kryniccy sprowadzili się do Tychów.
Były one na przełomie lat 20. i 30. XX wieku należącą do powiatu pszczyńskiego miejscowością liczącą niespełna 9 tysięcy mieszkańców (w 1930 roku było ich 896017), otoczoną kilkoma przysiółkami oraz samodzielnymi wioskami; prawa gminy miejskiej otrzymały Tychy dopiero w roku 1933. W ich centrum znajdował się pełniący rolę placu targowego rynek powstały w miejscu dopiero co osuszonego stawu, przy nim zabytkowy kościół pw. św. Marii Magdaleny. Na obrzeżach Tychów stał dworzec kolejowy. Największym zakładem był Browar Książęcy. Prężnie działało wiele związków i stowarzyszeń. Funkcję naczelnika pełnił od 1923 roku Jan Wieczorek.

Na początek wynajem
Jak można by wnioskować z cytowanych wcześniej kronik szkolnych, już nieco ponad miesiąc później (3 września) małżonków odwiedził w tym miejscu prezydent Mościcki. Pojawia się jednak wątpliwość, czy aby na pewno jego ówczesna obecność w Tychach związana była właśnie z Krynickimi, gdyż ci nie mieli tutaj nawet własnego lokum. W początkowym okresie pobytu Stefan „Wynajmował pokój w domu przy dworcu kolejowym, u naczelnika stacji Floriana Radwańskiego. W tym okresie był człowiekiem niezamożnym, (…) spał na łóżku pożyczonym ze szpitala. Później przeprowadził się prawdopodobnie do szpitala, gdzie wygospodarowano mu mieszkanie.”18
Znamienne, że w tej relacji nie ma ani słowa o jego żonie, ale trudno snuć na tej podstawie jakiekolwiek przypuszczenia.
Pod koniec lat 20. gmina postawiła z własnych środków kilka domów przeznaczonych „dla mieszkańców Tychów nie mogących samodzielnie sfinansować budowy własnych mieszkań.”19 Jeden z nich (dziś mieści się w nim prywatna szkoła) zlokalizowano przy placu Wolności, tuż obok ówczesnego ratusza (obecnie siedziba Muzeum Miejskiego). Znajdujący się w budynku lokal na I piętrze postanowiono na mocy uchwały Rady Gminy z 26 października 1928 roku wynająć za 220 zł czynszu właśnie Krynickiemu.20  
Składało się na niego kilka pomieszczeń, z których część doktor przystosował na prywatny gabinet z poczekalnią. Poza tym w mieszkaniu znajdowały się: przedpokój (holl), sypialnia, jadalnia pełniąca w razie potrzeby funkcję pokoju gościnnego, pokój gosposi i łazienka z ubikacją, był też pokój dziecięcy, a na dworze komórka na węgiel oraz garaż. Doktor był bowiem jednym z niewielu w Tychach właścicieli samochodu:
– Ze wspomnień mamy wiem, że Stefan nie był świetnym kierowcą. Według jej opowiadań jego szofer miał na imię Antoni – mówi Agata Moroń.
– Stefan Krynicki miał wspólny samochód z księdzem Kapicą, ale później proboszcz zrzekł się swej połowy na rzecz doktora – wspominał Alfons Wieczorek, w opowieści którego kierowcą Krynickiego był niejaki Tatko.

Dobrzy i skromni
Małżonkowie zaaklimatyzowali się w nowym środowisku, zyskując życzliwość miejscowych. Chociaż zarówno pochodzenie, jak i wykształcenie oraz zawód czy dochody lokowały ich w gronie ówczesnych tyskich elit, to w swych wspomnieniach wszyscy moi rozmówcy sprzed lat wyrażali o nich wyłącznie pochlebne opinie.
– To był dobry i skromny człowiek – opowiadała o doktorze kucharka Anna Drabik, która w latach 30. wspólnie z gosposią Gertrudą Chrobok zajmowała się również sprzątaniem mieszkania Krynickich. – Czasami pomagała nam doktorowa. Była dobra i bardzo przyjemna.
– Bardzo dobry lekarz, od biednych nie brał pieniędzy – napisał Alfons Wieczorek.
– W szpitalu kobiety, które miały przejść operację, nie miały nic przeciwko temu, ale pod warunkiem, że przeprowadzi ją doktor Krynicki – zapewniała Mirosława Dyrda nie skrywając, że dyrektor bardzo podobał się kobietom.
Według wydanego 14 lipca 1932 roku dowodu był szatynem o pociągłej twarzy i piwnych oczach, bez znaków szczególnych, rubryka na podanie wzrostu nie została wypełniona.

Lekarz z powołania
Nie zachowały się dokumenty potwierdzające, kiedy Stefan Krynicki został dyrektorem gminnego szpitala w Tychach, lecz można wywnioskować, że doszło do tego najpóźniej w styczniu 1934 roku.
Zarówno wcześniej, jak i po objęciu tej funkcji pełnił wiele innych zawodowych obowiązków, m. in. współpracował z instytucjami ubezpieczeniowymi i kasami chorych, udzielał pomocy przy porodach, był lekarzem okręgowym oraz tzw. lekarzem umówionym21. W przechowywanym w katowickim Archiwum Państwowym spisie lekarzy z roku 1938 znajduje się wzmianka: „Dr Krynicki, lek. prakt. w Tychach, pl. Wolności, tel. 18. przyjmuje codziennie od godz. 8 – 9 i od 16 – 17, z wyjątkiem sobót, dni przedświątecznych i świąt. W nagłych wypadkach o każdym czasie.”
Aktywnie działał także w branżowych związkach i stowarzyszeniach. We wrześniu roku 1933 wziął udział w XIV Zjeździe Lekarzy i Przyrodników Polskich w Poznaniu, na liście uczestników jego nazwisko widnieje pod numerem 130022.

Niezwykła willa
Pozycja zawodowa, a głównie wynikające z niej profity, umożliwiły Krynickim zrealizowanie marzeń o własnym domu. Postawili go około 1935 roku na działce znajdującej się naprzeciw szpitala, na rogu ulic Nowokościelnej i obecnej Wieczorka, mającej za patrona przedwojennego naczelnika gminy, którego kamienica sąsiadowała z willą doktorostwa.
„Jest to dom prywatny mający pewne cechy reprezentacyjne. Dawny dworek szlachecki został zastąpiony nowoczesną rezydencją klasy inteligenckiej. Okrągłe jak okrętowe bulaje okna, zaokrąglony balkon oraz wejście od strony zachodniej – ze schodami i daszkiem na planie łuku – to echa rozwoju motoryzacji, lotnictwa oraz budowy transatlantyków. Najciekawszym fragmentem willi jest klatka schodowa w kształcie wyoblonej wieży. Obowiązkowy taras wraz z balustradą zwieńczone były prawdopodobnie masztem” – opisuje go Jacek Dębski23.
Koszt budowy nawet dla dyrektora szpitala musiał być niebagatelny:
– Z opowieści mamy wynikało, że pieniądze na jego budowę dziadek miał ze sprzedaży dywanów nabytych w Persji (Iranie) i przywiezionych do Polski w bagażu dyplomatycznym. Czy to prawda, czy kolejna przypowieść – nie wiem – przyznaje Agata Moroń.
Bez wątpienia przynajmniej w pewnej mierze rodzinny mit, gdyż w rzeczywistości „Na zakup gruntu [Krynicki] zaciągnął pożyczkę w wysokości 12 000 złotych do spłaty w ciągu 41 lat w półrocznych ratach.”24

Zew morza
Pobyt w Persji nie był bynajmniej jedyną egzotyczną jak na owe czasy eskapadą Krynickiego. Oboje małżonkowie byli zapalonymi podróżnikami, a szczególnie upodobali sobie wyprawy morskie. Przykładowo 23 lipca 1932 roku, płynąc transatlantykiem „Polonia”, przekroczyli północny krąg polarny. Otrzymali na to poświadczenie kapitana Mamerta Stankiewicza, który wcześniej dowodził m. in. „Lwowem” – pierwszym po odzyskaniu niepodległości statkiem szkolnym; Stankiewicz przeszedł do historii również jako tytułowy bohater słynnej książki Znaczy Kapitan Karola Olgierda Borchardta.
Zew morza to rodzinna cecha Krynickich. Wincenty, najmłodszy brat doktora, w 1938 wstąpił do Szkoły Morskiej w Gdyni (jego naukę opłacał Stefan). Rok później miał być na „Darze Pomorza” podczas jego ostatniego przedwojennego rejsu, lecz ślad po nim zaginął. Nie wiadomo, jakie były jego późniejsze dzieje, ale podobno zginął w Maroku i spoczywa na cmentarzu w Rabacie.
Słynnym żeglarzem został po wojnie Dariusz Bogucki, syn siostry Stefana – Marii, który brał udział w 12 wyprawach oceanicznych i polarnych, a w 1983 został przyjęty (jako piąty po wojnie Polak) do międzynarodowego stowarzyszenia podróżników „The Explorers Club” z siedzibą w Nowym Jorku25. Do dowodzonej przez niego „Gedanii” długo należał rekord dopłynięcia polskim jachtem do Antarktydy. Pobity został dopiero w 2008 roku przez „Selmę” pod dowództwem Piotra Kuźniara, ale i tak pozostał w rodzinie, ponieważ w załodze tego jachtu była… Agata Moroń!

Tatry, Goering i Mochnacki
Wracając do Anny i Stefana – należeli oni także do Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, zaś Anna była członkinią Polskiego Związku Narciarskiego, czego dowodem jest wydana w grudniu 1936 roku legitymacja.
Oboje byli też myśliwymi, a przynajmniej uczestniczyli w polowaniach wraz z Ignacym Mościckim. Zachowały się potwierdzające to fotografie, na których – dzierżąc strzelby – widnieją wraz z prezydentem, zapalonym myśliwym (Mościcki organizował w Puszczy Białowieskiej polowania reprezentacyjne, w styczniu 1935 gościł na takowym Hermann Goering, „jeden z twórców i głównych postaci III Rzeszy, który nosił tytuł wielkiego łowczego III Rzeszy. Rok później Mościcki odznaczył Goeringa w Białowieży Orderem „Orła Białego”, najwyższym odznaczeniem honorowym Rzeczypospolitej, przyznawanym za zasługi cywilne i wojskowe”26).
Podzielający pasje żony Stefan miał poza tym swoją własną – pisarską. W roku 1928 nakładem drukarni im. Karola Miarki w Mikołowie ukazał się w formie książkowej jego wydany własnym sumptem dramat Mochnacki27. Biorąc pod uwagę wartość historyczną oraz literacką tej publikacji, nie należy się dziwić, że nie weszła ona do kanonu polskich lektur, ale autorowi na pewno przysporzyła satysfakcji. Do teraz jej pojedyncze egzemplarze można nabyć na allegro – raz za 7,5 zł, a kiedy indziej za 130 zł.

Działalność publiczna
Z racji eksponowanej funkcji dyrektora szpitala Stefan Krynicki pełnił różne publiczne obowiązki, był np. członkiem straży pożarnej, brał udział w reorganizacji miejskiego koła Polskiego Związku Zachodniego, należał także do koła Ogólnego Związku Podoficerów Rezerwy, które nadało mu honorowe członkostwo28.
Ponadto małżonkowie prowadzili prelekcje w ramach organizowanych przez dyrektora szkoły Środowych Wieczorów Oświatowych: „Dr Krynicki wygłosił dwa referaty o chorobach wenerycznych (niezmiernie ważne, bo rozszerzają się), doktorowa Krynicka 3 referaty z dziedziny przyrody (o mikrobach, o wyprawach podbiegunowych)”29.
W 1935 roku Stefan Krynicki aktywnie uczestniczył w obchodach po śmierci Józefa Piłsudskiego. 18 maja, w dniu pogrzebu marszałka, odbyła się w mieście wielka manifestacja: „Pochód ruszył rano z podwórza szk[olnego] do kościoła na nabożeństwo żałobne. Po nabożeństwie odbyła się na rynku akademia żałobna, którą zagaił naczelnik gminy p. Wieczorek. Następnie oba chóry odśpiewały po 1 pieśni żałobnej. Wzruszające i przepiękne przemówienie wygłosił nasz zacny Dr Krynicki.”30

Córka doktora
Jedyna córka Krynickich – Marta – przyszła na świat 27 listopada 1930 roku.
W wydanym tydzień później, 4 grudnia, przez tyski Urząd Stanu Cywilnego „Dokumencie urodzenia” urzędnik o nazwisku Placek (najprawdopodobniej Paweł, ówczesny kierownik biur w tyskim magistracie31) zapisał: „Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawiła się dzisiaj co do osobistości nieznana przez lekarza praktycznego doktora Stefana Krynickiego z Tychów legitymując się akuszerka Justyna Zakrzewska zamieszkała w Katowicach i zeznała, że Anna Krynicka z Mościckich, żona lekarza praktycznego doktora Stefana Krynickiego, oboje katolickiego wyznania, zamieszkała w Tychach, w Tychach, w mieszkaniu męża urodziła dnia dwudziestego siódmego listopada roku tysiąc dziewięćset trzydziestego przed południem o godzinie siódmej dziecko płci żeńskiej i że dziecku temu nadano imię Marta. Donosicielka zeznała, że przy połogu Anny Krynickiej była obecna.” Treść aktu znana jest dzięki wyciągowi z głównej księgi urodzeń USC sporządzonemu 21 lipca 1939 roku.
Marta ochrzczona została 19 kwietnia 1931 w kościele Marii Magdaleny (przedwojenne dokumenty z tej parafii znajdują się w Archiwum Archidiecezjalnym w Katowicach, a pieczę nad nimi pełni tyszanin dr Wojciech Schaeffer). Sakramentu udzielił proboszcz Jan Osyra. Jego świadkami byli Zofia Mościcka i dr Antoni Rostek.
Antoni Rostek był adwokatem pracującym najpierw w Raciborzu, a następnie w Katowicach, gdzie miał swoją kancelarię przy ul. Dyrekcyjnej, w latach 1938 – 39 zasiadał jako poseł w Sejmie RP32. Co do Zofii Mościckiej – chodzi najpewniej o żonę Józefa Mościckiego, syna prezydenta.
Wiadomo, że dziewczynka miała opiekunkę (bonę) oraz własny pokój. A jakim była dzieckiem? Takim jak jej rówieśnicy. Na fotografiach widać ją np. podczas zabaw lub siedzącą na bosaka na huśtawce i perorującą z kuzynami: Jackiem, Andrzejem i Dariuszem Boguckimi.
Córka dyrektora szpitala bez butów?
– Łażenie na bosaka było zdrowe. Mama opowiadała, że umiała tak chodzić nawet po rżysku – śmieje się Agata Moroń. – Wtedy dzieci były chowane surowo, bez przepychu. I w poszanowaniu innych.
Po czym dodaje:
– Mama wspominała historię, gdy zniszczyła nielubianą lalkę. Dziadek zapakował ją oraz jej zabawki do auta i pojechali do jakichś ubogich, wielodzietnych ludzi, żeby zobaczyła, jak życie może wyglądać i że należy dobra szanować. Ponoć wróciła zaryczana. To była dobra nauka, bo do końca życia szanowała wszystkich, nie miały znaczenia pochodzenie czy majętność. I to od niej w naukach też otrzymałam.

Jacek i tajemnicza fotografia
– Była szczuplutka i grzeczna – tak zapamiętał Martę ze szkolnych czasów zmarły kilka lat temu Paweł Grychtolik.
Uczęszczał do Szkoły Powszechnej nr 1, którą w 1936 roku, czyli akurat wtedy, kiedy zaczynał naukę, przekształcono w placówkę przeznaczoną wyłącznie dla chłopców. Dla dziewczynek stworzono mieszczącą się tym samym budynku Szkołę Powszechną nr 2.
W zbiorach mego rozmówcy zachowała się fotografia, która w jego przekonaniu wykonana została, gdy chodził do klasy I. Uwieczniono na niej: wychowawcę Władysława Godłowskiego, prawie 50 chłopców, a także jedyną w tym gronie dziewczynkę w białej sukience siedzącą w pierwszym rzędzie. Tą dziewczynką jest Marta Krynicka.
Jej obecność na tym zdjęciu trudno wyjaśnić nie tylko dlatego, że obowiązywał już wtedy podział na dwie osobne placówki. Otóż Paweł Grychtolik urodził się w roku 1929, a dzieci z tego rocznika naukę rozpoczynały w roku 1936. Marta była rok młodsza, dlatego do szkoły zaczęła chodzić dopiero w 1937 roku!
Taki wniosek wynika z lektury rejestru uczniów SP nr 1 z tamtych lat, który znajduje się aktualnie pod opieką bibliotekarki Eweliny Kosmy. Mianowicie w części dotyczącej dzieci urodzonych w 1929 i zapisanych do szkoły w 1936 (jest wśród nich Paweł Grychtolik) przy nazwiskach wszystkich przyjętych wówczas dziewczynek widnieje adnotacja, że przeniesione zostały do SP nr 2. Marty w tym wykazie nie ma, a to dowód, że wbrew ewentualnym przypuszczeniom nie zaczęła nauki jako sześciolatka. W następnym roku w rejestrze SP nr 1 znajdują się już wyłącznie chłopcy, co oznacza, iż dla szkoły żeńskiej stworzono osobny. W nim nazwisko Marty musiało już widnieć, ale nie sposób tego sprawdzić, bo nie zachował się do czasów obecnych.
Pojawia się jednak kolejna wątpliwość – w rodzinnym archiwum nie ma świadectwa młodej Krynickiej z klasy I, najstarsze jest z klasy II. Od góry do dołu widnieją na nim wyłącznie oceny „bardzo dobry”, a podpisały je wychowawczyni Helena Szczerbianka i pełniąca obowiązki kierownika SP nr 2 Augusta Palkiszówna. Wydane zostało, co najważniejsze: 21 czerwca 1938!
Jeżeli zatem Marta świadectwo klasy II otrzymała w roku 1938, to rok wcześniej powinna ukończyć klasę I, a zatem naukę w szkole musiałaby rozpocząć w 1936. Tymczasem w świetle przedstawionych wcześniej danych tak się nie stało.
Można się pokusić o wyjaśnienie tej sytuacji. Otóż na wspomnianym zdjęciu między Pawłem Grychtolikiem i Martą znajduje się Jacek Bogucki, jej kuzyn i rówieśnik. Chłopak, którego nazwisko Paweł Grychtolik błędnie zapamiętał jako Horzelski, a zdaniem kilkorga moich starotyskich rozmówców został przez Krynickich adoptowany, w rzeczywistości był jednym z trzech synów Marii, młodszej siostry Stefana. W 1937 roku bracia spędzili w Tychach całe lato. Była to jedna z form pomocy doktorostwa dla ich matki, która rozstała się ze swym mężem, a ich ojcem. Po wakacjach „Jacek został [w Tychach] na cały rok”33, dlatego swoją szkolną edukację zaczął właśnie w tym mieście.
W rejestrze SP nr 1 chłopak widnieje pod numerem 1010, obok jego imienia i nazwiska wpisano datę oraz miejsce urodzenia – „26 VIII 1930 – Zakręcie p. Warszawa” (w rzeczywistości chodzi o wieś Zakręt obok Otwocka), a także wyznanie – „rzym – kat”. Z kolei w rubryce „Uwagi” znajduje się dająca do myślenia adnotacja „II kl.”, takie same umieszczono przy nazwiskach jeszcze trzech innych uczniów, którzy także zaczęli naukę w roku 1937 (m. in. przy Edmundzie Bienioszku, synu nauczyciela).
Czyż nie było zatem tak, że pochodzące z inteligenckich rodzin dzieci, przynajmniej niektóre, z pewnych powodów zaczynały edukację od razu w klasie II? To tłumaczyłoby zarówno datę na świadectwie Marty, jak i obecność Jacka na klasowym zdjęciu ze starszymi o rok chłopcami. To, dlaczego jest na nim również mała Krynicka, chyba na zawsze pozostanie już jednak niewyjaśnione.

Wielki świat
Ignacy Mościcki zdaniem Alfonsa Wieczorka odwiedzał Krynickich w miarę regularnie, jednak jakiekolwiek odwiedziny prezydenta u nich poświadczają, poza jego wspomnieniami, wyłącznie (na dodatek niejednoznacznie) zacytowane wcześniej kroniki szkolne. Być może ówcześni żurnaliści byli mniej wnikliwi niż obecni?
– Kontakty z pradziadkami Krynickimi były, natomiast w rodzinie Anny chyba brakowało dobrych relacji, dlatego jej związek z Ignacym był ściślejszy – przypuszcza Agata Moroń. – Babcia, z tego co wiem, bywała w Belwederze na jakichś rautach, obiadach czy kolacjach. Odbywało się to z ogromnie oficjalną otoczką. Sądzę, że i dziadek musiał tam bywać. Wiem też, że mama jeździła w lecie do Spały.
Mościcki miał w Spale swoją rezydencję.

Dwa medale
Rok 1938 był dla doktora czasem chwały.
14 maja dyrekcja okręgowa Kolei Państwowych w Katowicach nadała „Dr Krynickiemu Stefanowi, kontraktowemu lekarzowi, brązowy medal za długoletnią służbę” (wiele lat prezesował Stowarzyszeniu Lekarzy Kolejowych).
19 sierpnia prezes Rady Ministrów Felicjan Sławoj Składkowski przyznał mu srebrny krzyż zasługi „za zasługi na polu podniesienia stanu sanitarno–porządkowego”.

Ostatni akt
„Wypis z aktu śmierci wydany na mocy ksiąg stanu cywilnego […]: Stefan Krynicki w wieku lat trzydzieści osiem z ojca Juliana, matki Jadwigi z domu Karpińskiej, zmarł dnia siódmego czerwca tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego, pozostawił żonę Annę z Mościckich.”
Tyle dokument wydany 9 czerwca 1939 roku przez „Urząd Stanu Cywilnego Rz.–Kat. Parafji Niepok. Pocz. N. M. P. w Pruszkowie (Żbików)”.
Nie wiadomo, po co Krynicki jechał tego dnia do stolicy.
W Pruszkowie doszło do tragedii. Tak pisał o niej „Ilustrowany Kuryer Codzienny”34, donosząc na nagłówku pierwszej strony Katastrofa kolejowa pod Warszawą:
„We środę 7 bm. o godz. 12.07 pociąg pospieszny nr. 204, zdążający z Katowic do Warszawy, uległ na stacji Pruszków katastrofie. Według tymczasowych danych, stwierdzonych na miejscu, przyczyną katastrofy była nadmierna szybkość pociągu, przyjmowanego na stacji Pruszków na tor boczny, co spowodowało wykolejenie się. Na taśmie kontrolnej stwierdzono szybkość 90 km. godz., zamiast dozwolonej na tym odcinku 40 km. na godz. (…) W katastrofie zginęło siedem osób: śp. Dobiesław Skibniewski, asesor kolejowy z Piotrkowa, dr. Stefan Krycki [sic!], lat 38, lekarz z Katowic, Adolf Steinhagen, lat 45, syn jego 11–letni Krzysztof, ś. p. Marcjanna Klikówna, lat 25 z Radomska, ś. p. Stefan Sik, pomocnik maszynisty ze stacji Piotrków, kobieta nieznanego nazwiska”.
Obrażenia wg autora artykułu odniosły 22 osoby.
I dalej: „Maszynista pociągu, Aleksander Ochalski, sprawca katastrofy, wyszedł prawie bez szwanku. Został on z polecenia władz sądowo śledczych aresztowany. (…) Nieszczęśliwym oraz śmiertelnym wypadkom ulegli podróżni, znajdujący się w dwóch zagranicznych wagonach drewnianych, które zostały rozbite. Polskie wagony konstrukcji stalowej wyszły z katastrofy bez szwanku, co zmniejszyło rozmiary katastrofy.”
„Warszawski Dziennik Narodowy” z kolei donosił w tytule na pierwszej stronie 6 osób zabitych, 16 – rannych w katastrofie kolejowej w Pruszkowie35 (nazwisko doktora podano bez błędu), a następnego dnia w tym samym miejscu, opisując dalsze szczegóły zdarzenia, napisał: Liczba zabitych wzrosła do dziewięciu36; wśród nich znalazł się również maszynista Ochalski.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny”, który bynajmniej nie sprostował informacji o jego aresztowaniu, nazajutrz pod fotografią rozbitego pociągu przytaczał relacje świadków zdarzenia: „Pociąg jechał z wielką szybkością. Gdy minął już iglicę parowóz nagle skoczył pionowo w górę i obróciwszy się w powietrzu runął na tor. Za parowozem z ogłuszającym hukiem runęły wagony. Z pękniętego kotła parowego buchnęły kłęby dymu i pary. Jednocześnie niemal błysnął zielony, oślepiający płomień. Parowóz straszną siłą zderzenia wyleciał tak wysoko z toru, że zerwał rozpięte nad nim przewody wysokiego napięcia trakcji elektrycznej, przez co nastąpiło krótkie spięcie. Kolejarze rzucili się na ratunek rannym. W jednym z wagonów, opowiadają, znaleźliśmy zabitych: mężczyznę, który trzymał w objęciach chłopca, najpewniej syna. Wyglądało to tak, jakby w strasznej chwili zderzenia ojciec chciał obronić swoje dziecko przed śmiercią. W innym wagonie kobieta, której nazwiska nie ustalono, została przecięta na pół. W wagonie restauracyjnym inna z ofiar została przebita metalowemi okuciami okiennemi.”37
Dwa tygodnie później dziennik „Republika” zamieścił artykuł pod tytułem Przyczyny katastrofy w Pruszkowie. Wyniki dochodzeń ministerstwa komunikacji, w którym potwierdzając, że powodem była nadmierna szybkość, zdjęto odpowiedzialność za doprowadzenie do tragedii z maszynisty pociągu: „Przeprowadzone dochodzenie wykazało, że drużyna pociągowa z winy personelu służby ruchu st. Pruszków nie została uprzedzona na poprzedniej o przepuszczeniu pociągu przez st. Pruszków po torze bocznym, a nie głównym.”38 To spowodowało, że pociąg nie zwolnił.
W czerwcowym wydaniu związkowego miesięcznika „Maszynista” oddano hołd Aleksandrowi Ochalskiemu, który ze względu na osiągnięcie wieku emerytalnego (60 lat) miał w lipcu 1939 roku przejść w stan spoczynku39.

Miejsce na Powązkach
Trzy dni po katastrofie Stefan Krynicki pochowany został na warszawskich Powązkach.
Nekrolog ukazał się m. in. na łamach „Ilustrowanego Kuryera Codziennego”: „Dr. Stefan Krynicki, Dyr. Szpitala w Tychach, Obrońca Lwowa, odznaczony medalem Niepodległości zginął w katastrofie kolejowej pod Pruszkowem w dniu 7–go czerwca 1939 r. w 39–tym roku życia. Pogrzeb odbędzie się w sobotę, dnia 10 czerwca b.r. o godz. 9–tej rano w kaplicy św. Karola Boromeusza na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, o czem zawiadamia stroskana żona, matka i rodzina.”40
Dlaczego pogrzeb odbył się Warszawie? Trudno powiedzieć.
– Nie wierzę, że babcia natychmiast po jego śmierci założyła przeprowadzkę do Warszawy, nie miała żadnych związków z tym miastem – stwierdza Agata Moroń.
Żadnych poza Mościckim, więc może to on zlecił przygotowanie pochówku? Nazajutrz po nim prezydent ruszył w objazd Centralnego Okręgu Przemysłowego, a zaczął od wizyty w Mościcach41.
Pozostaje jeszcze kwestia wymienionego w nekrologu medalu Niepodległości – nie ma żadnego potwierdzenia, że Krynicki faktycznie został nim odznaczony.

Trzy siostry
W rodzinnym archiwum znajduje się list z lipca 1939 roku od warszawskiego adwokata Adama Gałeckiego reprezentującego Annę w sprawie odszkodowania od Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych za śmierć męża. Napisał w nim: „Dziś wniosłem (…) podanie o wypłacenie Pani odszkodowania w wysokości 251.591 zł. Podanie wręczyłem p. Mgr. Piecuchowi, który Męża Pani dobrze znał z czasów urzędowania w Katowicach. Dyrekcja będzie musiała przeprowadzić badania, między innymi zwrócą się, zdaje się, bezpośrednio do Urzędu Skarbowego. Wszystko to mają zrobić w przyspieszonym tempie. P. Piecuch wyjeżdża jednak z końcem miesiąca na urlop i wraca z niego z końcem sierpnia (…)”. Z oczywistych powodów do wypłaty świadczenia nie doszło.
Wkrótce wdowa wyjechała z córką z Tychów. Nie sposób jednoznacznie stwierdzić, czy doszło do tego jeszcze przed, czy już po wybuchu wojny (tu pojawia się kwestia domu przy ul. Nowokościelnej, ale o tym później). Wiele wskazuje, że przeniosła się do Lublina, gdzie mieszkała jej siostra Maria Ślaska.
Trzecia z sióstr, Jadwiga – wówczas jeszcze Gostyńska – zdołała uciec z Polski. Trafiła do Francji i pracowała jako główny intendent w powstałym w 1940 roku polskim liceum im. Cypriana Norwida w niewielkim Villard–de–Lans niedaleko Grenoble: „(…) robiła wszystko, by w święta takie jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc na stołach nie brakowało niczego. To od niej wyszedł pomysł wydzierżawienia 12–hektarowego gospodarstwa w Geymonds. Uczniowie uczestniczyli kolejno w pracach polowych, a uzyskane plony pozwalały uzupełnić skromny jadłospis.”42 Wyszła za mąż za nauczyciela tej szkoły Tadeusza Steffena. Jej syn z pierwszego małżeństwa, Bogdan, zginął w 1944 roku w Lublinie, już po zajęciu go przez Armię Czerwoną, podobno zastrzelony przez Rosjan.

Lata zawieruchy
Co do Anny – niewiele wiadomo o jej losach w czasie wojny. Ponoć należała do Armii Krajowej, ale brak na to jakichkolwiek dowodów. Za życia Stefana zajmowała się domem i wychowywaniem córki, teraz sama musiała utrzymywać siebie i ją. Jest dokument z 1 sierpnia 1941 potwierdzający, że pracowała w Izbie Rolnej w Lublinie, 1 września roku następnego była zatrudniona w szkole rolniczej w Klementowicach (powiat puławski), wydana przez lubelski Arbeitsamt (urząd pracy) karta pracy nosi datę 8 lutego 1943 roku, w potwierdzeniu zameldowania z roku 1944 znowu pojawiają się Klementowice.
Kiedyś pomagała innym, chociażby opiekując się rodzeństwem Boguckich, w nowej rzeczywistości sama podobnego wsparcia potrzebowała. Marta miała podobno opowiadać, że ich rozłąki były częste i długotrwałe.
Zachowało się odręcznie spisane zaświadczenie z 26 czerwca 1940 roku o zdaniu przez nią „prywatnego egzaminu w zakresie klasy czwartej.” Wydane zostało w Jakóbkowicach, a podpisane przez Janinę Kopaczyńską.
Trop w naturalny sposób powinien prowadzić na Lubelszczyznę, tym bardziej, że to strony rodzinne Anny. Wydaje się prawidłowy – przed wojną w oddalonej około 20 kilometrów od Uściługa wsi Kryłów w powiecie hrubieszowskim mieszkała nauczycielka Janina Kopaczyńska, która pracowała w miejscowej szkole43. Problem w tym, że próżno szukać w tych okolicach miejscowości o nazwie Jakóbkowice lub podobnej, najbliższe są położone ponad 150 km na zachód Jakubowice obok Annopola.
Jakubkowice, czasem pisane właśnie jako Jakóbkowice, znaleźć można za to w powiecie nowosądeckim (a to z kolei rodzinne strony Stefana Krynickiego), aczkolwiek w 1970 roku zmieniły nazwę na Łososina Dolna. Kierownikiem znajdującej się tu szkoły była w latach 1928 – 1934… Janina Kopaczyńska44, 45, która w późniejszych latach pracowała w niej jako nauczycielka, nota bene miała w niej również mieszkanie. W czasie II wojny była wychowawczynią klasy, do której uczęszczała 81–letnia obecnie Anna Kocoń z domu Stosur, uznana miejscowa poetka.
Niemal z pewnością można wobec tego stwierdzić, że Marta trafiła właśnie tutaj. Pytanie – dlaczego? Otóż, jak powiedziała mi w rozmowie telefonicznej Barbara Cetnarowska, autorka kilku opracowań dotyczących tej miejscowości i jej mieszkańców, do teraz znajduje się w Łososinie Dolnej pałac należący w tamtych latach do Ireny Dąbrowskiej. Jego rządcą był w 1940 roku Jan Tadeusz Majewski, po wybuchu wojny przybyły tu z rodziną – żoną i dwojgiem dzieci – z Wielkopolski. Jego małżonką była Zofia Konstancja z Krynickich Majewska, rodzona siostra Stefana Krynickiego. Gdy Niemcy zorientowali się, że Majewski jest zawodowym oficerem przedwojennego Wojska Polskiego, został aresztowany; trafił do obozu Auschwitz, gdzie zginął w 1942 roku. Jego nazwisko widnieje na poświęconej poległym tablicy pamiątkowej w Łososinie Dolnej.46
Jedyna niewiadoma to czy Marta przebywała w Jakubkowicach sama, czy z Anną.
Wątpliwości za to nie pozostawiają zachowane do dziś jej dwa dziecięce listy z 1942 roku wysłane do matki z Maszowa Górnego, wsi niedaleko Krasnegostawu. Właścicielem znajdującego się w niej dworu był Tadeusz Fleszyński, mąż Marii Jadwigi Mościckiej, córki Witolda, najstarszego brata Ludwika Mościckiego – czyli ojca Anny.

Tułaczka po Polsce
Po wojnie sytuacja Anny nie uległa większej zmianie, a pochodzenie społeczne z pewnością jej w panującej sytuacji politycznej nie pomagało, aczkolwiek z postanowienia prezydenta Bieruta otrzymała nadany 15 maja 1948 roku Srebrny Krzyż Zasługi. Imała się przeróżnych zajęć:
– Przędła, farbowała i tkała wełnę, projektowała stroje, które potem szyła. Robiła też drewniaki, ponoć podeszwy gdzieś zamawiała, a resztę wykonywała sama. I biżuterię oraz meble! Do mojego dziecinnego pokoju wszystkie zrobiła osobiście – opowiada Agata Moroń. – Do teraz mam w domu trzy piękne taborety jej autorstwa.
Jeszcze w Lublinie skończyła kurs krawiecki zakończony 26 kwietnia 1945 roku egzaminem czeladniczym, tam również wstąpiła 16 lipca do Polskiego Związku Zachodniego, reaktywowanej przedwojennej organizacji.
Jednocześnie nie zrezygnowała ze starań o zadośćuczynienie za śmierć męża. Dowodem pismo z 30 sierpnia 1945, które otrzymała od adwokata Adama Gałeckiego: „Prawdziwie serdecznie ucieszyłem się listem od Pani; po tylu ciężkich przejściach znajdujemy się znowu powoli. Oczywiście bardzo chętnie będę się nadal zajmował Pani sprawą. Niestety wszystkie akty się u mnie spaliły i to dopiero podczas powstania, gdyż w roku 1939 pomimo zbombardowania mieszkania wydobyłem z pod [sic!] gruzów większość akt a pomiędzy tymi były Pani akty w komplecie. W Dyrekcji Kolejowej również na razie akt tych nie ma i nie wiadomo czy się znajdą. Dlatego jakiekolwiek dokumenty czy zapiski znajdujące się w rękach Pani będą dla sprawy nadzwyczaj cenne; zresztą te rzeczy będzie można w rozmaity sposób rekonstruować. Na razie chciałbym wiedzieć kiedy miał miejsce ów wypadek i kiedy wystąpiliśmy do Dyrekcji Kolejowej; gdyby Pani miała przypadkiem kopię tego podania do Dyrekcji, to byłoby dla mnie niezwykle cenne, ponieważ tam jest zebrany cały materiał sprawy wraz z dowodami.” Choć brakuje na to jakichkolwiek dowodów, wszystko wskazuje, że Anna nigdy tego odszkodowania nie otrzymała.
Na krótko została nauczycielką w szkole zawodowej, w której – zgodnie z wykształceniem – uczyła przedmiotów rolniczych, ale już 5 października przeniosła się do Bielska, meldując się przy ul. św. Anny. W tym mieście także niedługo uczyła w szkole, jednocześnie ukończyła kurs księgowości spółdzielczej.
W tym wszystkim znajdowała czas na przyjemności, gdyż w 1946 roku odnowiła legitymację Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, co dowodzi, że dawne pasje jej nie opuściły. To jednak nie miłość do turystyki, lecz życiowa konieczność sprawiła, iż w kolejnych latach nieustannie zmieniała miejsca pobytu – przenosząc się za pracą, wróciła do Lublina, później mieszkała w Jeleńcu, Przytocznie, Szyldku, Łysobykach, w miejscowości Stawiski… Wszędzie były to zajęcia związane z agronomią.
Nie ma żadnego śladu potwierdzającego, by kiedykolwiek zawitała po wojnie w Tychach.

Marta
– Dziadek przed wojną poznał studenta medycyny – Zbigniewa Krynickiego. Poza nazwiskiem nic ich nie łączyło, ale Stefan mu jakoś pomagał – wspomina Agata Moroń.
Zbigniew w czasie wojny należał do Armii Krajowej, walczył w partyzantce, zaś w 1944 wrócił na studia na Uniwersytecie Marii Curie–Skłodowskiej w Lublinie, skończył je rok później47.
– Po wojnie, kiedy matkę dopadła bieda, dorabiała sprzedając bukieciki kwiatów na ulicy. Któregoś dnia podszedł do niej młody człowiek i poprosił o bukiet. Nie chciała pieniędzy – zapamiętała, że przed wojną bywał w tyskim domu. To był właśnie Zbigniew Krynicki. Pomógł wtedy matce finansowo… Tak łańcuszek dobrego poszedł dalej – stwierdza jej córka.
Świadectwa dowodzą, że naukę w szkole powszechnej Marta ukończyła w Lublinie, ale kontynuowała ją już w Gdańsku, a przynajmniej tam zdała maturę – w 1949 roku w Szkole Państwowej Stopnia Licealnego nr 1. Nad morze zagnało ją ponoć zauroczenie żeglarstwem, którego w praktyce przecież nie znała, więc musiało zostać przejęte w genach. Wiadomo, że mieszkała tam u krewnych, być może u Marii i Jana (brata ojca) Krynickich, ale raczej nie u kuzynostwa Boguckich (Boguckim przydzielono w 1948 roku część poniemieckiej willi w dzielnicy Wrzeszcz).
Po egzaminie dojrzałości dwukrotnie starała się o przyjęcie na studia medyczne, lecz – mimo danych egzaminów – bezskutecznie, stąd zdecydowała się na chemię na Politechnice Gdańskiej (nota bene profesorem biochemii na tej uczelni była ciotka poślubionej w 1948 roku przez Dariusza Boguckiego Ireny48).
Te studia były jednak dla Marty krótką przygodą, ponieważ w ogóle jej nie odpowiadały. Dopiero dzięki „drobnej korekcie” polegającej na dość przypadkowej zamianie w dokumentach w rubryce pochodzenie „inteligenckiego” na „robotnicze” za trzecim podejściem dostała się na Akademię Medyczną we Wrocławiu. Po uzyskaniu dyplomu w 1957 roku jako specjalizację wybrała psychiatrię.

Dom przy Nowokościelnej
Jedną z praktyk studenckich Marta odbywała… w tyskim browarze. Był to jej jedyny po 1939 roku pobyt w tym mieście. Ciekawe, czy któregoś dnia poszła przynajmniej zobaczyć dom, w którym się wychowywała. Ten nie należał już wtedy do jej rodziny.
W Archiwum Państwowym w Pszczynie tyszanin Marcin Zarzyna wyszperał napisany po niemiecku dokument z 22 października 1939 roku podpisany przez Paula Platzka (mowa o wspomnianym już urzędniku, który do wybuchu wojny nazywał się Paweł Placek), a skierowany do tyskiego magistratu: „Niniejszym powiadamiam, że przejmuję pełnomocnictwo z dnia 19 X 1939 nad (dobrami) gruntami nr 1329 w Tychach. Pełnomocnictwo to otrzymałem od pani Anny Krynickiej, wdowy po zmarłym nieszczęśliwie w czerwcu 1939 roku lekarzu Stefanie Krynickim. Po śmierci swojego męża pani Anna Krynicki zlikwidowała swoje gospodarstwo domowe i zamieszkała u swojej rodziny w polskim protektoracie. Praktykę dr. Krynickiego przejął dr Josef Gargas pracujący w miejskim szpitalu w Katowicach. Tenże doktor zajął też mieszkanie dr. Krynickiego. Ponieważ ponoszę koszty za utrzymanie owego domostwa (czynsze i amortyzację), zgłaszam, że dr Gargas, którego miejsca pobytu nie znam, winny jest pieniądze za czynsz z sierpnia i września. Heil Hitler.”49
Na podstawie powyższego pisma trudno zawyrokować, kiedy Anna Krynicka wyjechała z Tychów – Platzek z jednej strony stwierdza, że pełnomocnictwo od niej otrzymał 19 października; z drugiej wspomina, że praktykę, jak również mieszkanie jej zmarłego męża przejął dr Gargas, który zginął poza Tychami już na początku września50.
Wkrótce potem willę zajął jeden z niemieckich urzędów.
Aktualna właścicielka posiadłości, Krystyna Michniewska, która wynajmuje ją przedszkolu, z oczywistych powodów nie zna tych spraw, ale – jak mówi – z tego, co słyszała, podczas wojny miał ponoć starać się o dom przy Nowokościelnej jakiś lekarz, który faktycznie w nim zamieszkał, a na parterze prowadził przychodnię.
Żadnych wątpliwości nie pozostawia za to sygnowany przez Sąd Powiatowy w Pszczynie – Wydział Zamiejscowy w Mikołowie dokument: „Sąd zawiadamia, że w dniu 30 września 1952 r. wpisano Ob. Ob. Zbigniewa i Marię z domu Węgliński, małżonków Michniewskich (…) jako współwłaścicieli po idealnej połowie nieruchomości, zapisanej dotychczas (…) na rzecz Anny i Marii [sic!] Krynickich, a to na podstawie wniosku z dnia 5 listopada 1951 r. oraz umowy sprzedaży z dnia 30.X.1951 r. i pełnomocnictwa z dnia 15 października 1951 r.”
Wszystko odbyło się zatem za pośrednictwem pełnomocnika Anny, więc jej obecność nie była niezbędna.

Warszawa i Dolny Śląsk
Jeszcze w czasie studiów Marta poznała starszego od niej o pięć lat Juliana Zbigniewa Chmurę pochodzącego z okolic Bielska–Białej. Spotkali się w Tatrach (jako nieodrodna córka swych uwielbiających podróże rodziców Marta wyrobiła sobie kartę turystyczną). Pobrali się 29 kwietnia 1956. On pracował w Warszawie, ona odbyła tam obowiązkowy staż przed uzyskaniem dyplomu.
Dwa lata po ślubie urodziła się ich jedyna córka Agata. Cztery miesiące po jej narodzinach Julian nagle zmarł… Został pochowany na Powązkach w tej samej mogile, w której spoczywa Stefan (kwatera 257b, rząd I, grób 23).
Podobno Marta nie lubiła Warszawy i pragnęła z niej wyjechać. Ponownie pomógł Zbigniew Krynicki, ten napotkany tuż po wojnie w Lublinie, który od 1946 roku pracował we Wrocławiu. Dzięki niemu jego dawny przyjaciel z partyzantki, dr Lucjan Kopeć, zatrudnił Martę w szpitalu miejskim w Lubaniu na Dolnym Śląsku. Przeprowadziła się tam z maleńką córką, zamieszkała też z nimi Anna, pomagając w wychowaniu dziecka.
Wkrótce rodzinę dopadł kolejny cios – 29 stycznia 1961 roku zginęła Anna, porażona w domu prądem. Spoczęła w mogile na Powązkach, obok męża, jednak na płycie nagrobnej nie ma jej imienia. W odpisie aktu zgonu z 1964 roku obok miejsca urodzenia: Wieniawka – z trudnych do wytłumaczenia powodów wpisano w nawiasie: ZSRR.
Marta wraz z córką przeniosła się na kilka lat do Bolesławca Śląskiego, a w 1967 roku do Wrocławia. Tam mieszkała już do końca życia. Zmarła 11 listopada 1987 roku. Spoczęła na Cmentarzu Osobowickim.
Jej córka Agata, podobnie jak ona, została psychiatrą.

(Śląsk, 2 – 4/2017)


Przypisy:

1. Bogdan Prejs, Mościcki w Tychach, „Śląsk”, 2008, nr 5, s. 36–38.
2. Bogdan Prejs, Dawno temu w Starych Tychach. Opowieść o ludziach i mieście w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, Tychy 1999. Z tej książki pochodzi większość cytowanych w artykule wypowiedzi starotyszan.
3. Ignacy Mościcki, Autobiografia, red. Marian Marek Drozdowski, Warszawa 1993.
4. por. Dariusz Bogucki, Śladami życia, Pelplin 2009, s. 14–15; Tadeusz Mikołaj Trajdos, Kryniccy w świetle herbarzy [w:] „Almanach Muszyny”, 1996, s. 23–33; Jerzy Krynicki, Krynicki o Krynickich [w:] „Almanach Muszyny”, 1997, s. 34–37.
5. Wszystkie cytowane dokumenty pochodzą, o ile nie zostało to oznaczone w artykule innym źródłem, z archiwum rodzinnego Agaty Moroń.
6. Bogdan Prejs, Bojownik spod Lwowa [w:] Tyszanie nie z tej ziemi, Tychy 2009, s. 63.
7. Jerzy Krynicki, op. cit., s. 36.
8. Dariusz Bogucki, op.cit., s. 15.
9. por. http://www.genealogia.okiem.pl/genealogia.php?n=moscicki
10. Grzegorz Rąkowski, Wieniawka [w:] Polska egzotyczna. Część II. Przewodnik, część 2, Piastów 2012, s. 222.
11. tłumaczenie Agata Zapłotna.
12. http://gokurzedow.pl/u/gzu02/26.htm
13. por. „Projekt Sprawozdania z Działalności Lubelskiego Towarzystwa Rolniczego za 1913 rok” (http://bc.wbp.lublin.pl/dlibra/plain–content?id=16344)
14. tłumaczenie Artur Błażys i Agata Moroń.
15. https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Zwis%C5%82ocki
16. Elżbieta Matuszek, Piotr Matuszek, Z dziejów tyskiego lecznictwa do 1939 roku. Szkic do portretów tyskich lekarzy [w:] „Tyskie Zeszyty Historyczne. Ludzie dwudziestolecia międzywojennego. Obywatele Tychów i gmin ościennych”, red. Maria Lipok–Bierwiaczonek i Agnieszka Ociepa–Weiss, Tychy 2015, s. 108–109.
17. Ryszard Kaczmarek, W odrodzonej Polsce [w:] Tychy. Monografia historyczna, red. Ryszard Kaczmarek, Tychy 2011, s. 200.
18. Elżbieta Matuszek, Piotr Matuszek, op. cit., s. 109–110.
19. Ryszard Kaczmarek, op. cit., s. 184.
20. Elżbieta Matuszek, Piotr Matuszek, op. cit., s. 110.
21. Ibidem, s. 110–111.
22. „Dziennik XIV. Zjazdu Lekarzy i Przyrodników Polskich w Poznaniu”, 1933, nr 2, s. 5.
23. Jacek Dębski, Modernizm w województwie śląskim w latach 1922 – 1939, Tychy 2012, s. 51.
24. Elżbieta Matuszek, Piotr Matuszek, op. cit., s. 114.
25. Dariusz Bogucki, op.cit.; https://pl.wikipedia.org/wiki/Dariusz_Bogucki
26. http://m.interia.pl/nowa–historia/galeria,iAId,132623
27. Stefan Krynicki, Mochnacki. Dramat Roku 1830, Mikołów 1928.
28. Ludwik Musioł, Tychy. Monografia Historyczna, Tychy 1939 [reprint z roku 1992], s. 239, 244.
29. Kronika szkoły w Tychach, Tychy 2012, s. 126.
30. Ryszard Kaczmarek, op. cit., s. 197.
31. Ludwik Musioł, op. cit., s. 106.
32. por. https://bs.sejm.gov.pl/F/?func=find–b&request=Antoni+Rostek&find_code=WRD
&adjacent=N&x=27&y=6&local_base=ars10
33. Dariusz Bogucki, op.cit., s. 30.
34. „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 1939, nr 157, s. 11.
35. „Warszawski Dziennik Narodowy”, 1939, nr156B, s. 1.
36. „Warszawski Dziennik Narodowy”, 1939, nr157A, s. 1.
37. „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 1939, nr 158, s. 8.
38. „Republika”, 1939, nr 171. S. 4.
39. „Maszynista”, 1939, nr 6, s. 45–46.
40. „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 1939, nr 159, s. 17.
41. „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 1939, nr 161, s. 2.
42. http://www.lycee–polonais.com/topinambours/vie–pl.php
43. http://www.krylow.info/szkola/wspomnienia_dyrektora_karowicza.htm
44. Krystyna Krochmal, Historia szkoły w Łososinie Dolnej, http://img.iap.pl/s/1118/6206/
Edytor/File/informacje/historia.pdf
45. ks. Władysław Piątek, 475 lat oświaty w Łososinie Dolnej (Jakubkowicach), Tuchów 2002, s. 49.
46. ks. Władysław Piątek, W krzyżu zbawienie, 2000, s. 35.
47. http://www.bilgoraj.lbl.pl/prasa/tanew/695/krynicki.php
48. Dariusz Bogucki, op. cit., s. 119.
49. Tłumaczenie Barbara Stalmaska.

50. Elżbieta Matuszek, Piotr Matuszek, op. cit., s. 118.
 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego