Jacek Kuroń - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > wywiady

Słucham ludzi

Podczas swego pobytu w Mikołowie Jacek Kuroń udzielił krótkiego wywiadu naszemu dziennikarzowi.

- Zmienił pan image - koszula już nie dżinsowa, lecz biała, papierosy jedynie poza oficjalnymi spotkaniami, brak termosu...

- Z papierosami sprawa jest jasna. Prosili mnie ekolodzy, żebym nie popularyzował palenia i mają rację. Nie ukrywam, że palę, że zacząłem z głupoty, bo chciałem być bardzo dorosły, a teraz mam kłopoty z odzwyczajeniem się. W dżinsach chodzę często, widzi pan, mam białą koszulę i spodnie dżinsowe. Wielu ludzi, szczególnie starszych, miało do mnie pretensje, że wygląda, jakbym ich lekceważył tak się ubierając. Uważam, że ubiór powinien być stosowny do okoliczności. Dlatego w wymagających tego sytuacjach wkładam garnitur, co nie znaczy jednak, że od tej pory będę chodził tylko w garniturze. Termos nosiłem bardzo krótko, kiedy zaczął po mnie przyjeżdżać samochód z kierowcą. Dla mnie początkiem dnia jest zawsze bardzo mocna herbata, którą piję bardzo powoli, co najmniej pół godziny i znaczyłoby to pół godziny wcześniej wstawać. No to sobie wymyśliłem, że parzę herbatę, wsiadam do samochodu i jadę. Gubiłem jednak te termosy regularnie, co więcej, szybko okazało się, że herbata w termosie traci smak i aromat. I dlatego zrezygnowałem z termosu.
- Podobno warszawscy taksówkarze powiedzieli kiedyś, że jest pan zbyt przyzwoity na prezydenta. Istnieje jednak taka powszechna opinia, że władza deprawuje, że „gdy Pan Bóg daje komuś władzę, to mu rozum odbiera”. Nie obawia się pan, że zarzuci się to również panu?
- Jeżeli zarzuci, to nieistotne, ważne, żeby mi Bóg nie odebrał rozumu i żeby mnie ta władza nie zdeprawowała. Ale ja o tym wiem, pisałem o tym w książce „Spoko, czyli kwadratura koła”. Zajmuję się w niej właśnie tym, jak władza pozbawia rozumu i na czym polega choroba władzy. Proszę się przyjrzeć niektórym właścicielom psa albo niektórym rodzicom. Widać po nich, jaką im przyjemność sprawia, gdy im się inne istoty podporządkowują. To jest dla nich jakby sens wszystkiego. Na tym mniej więcej polega choroby władzy. W polityce dochodzi do tego element dysproporcji między tym, co polityk powinien umieć w danej dziedzinie, a tym, co wiedzą przychodzący do niego ze swoimi sprawami ludzie. Ten polityk wie znacznie więcej, niż na przykład emerytka i uważa, że może

jej nawet nie słuchać, bo posiada większe doświadczenie. Jednak nie można rozwiązywać problemów ludzi, nie słuchając tego, co mają oni do powiedzenia. I jeżeli polityk przyjmie pozycję aroganckiej władzy, że wie lepiej, to przegra, to będzie złym politykiem. Zdaję sobie z tego sprawę i wydaje mi się, że niebezpieczeństwa tego udaje mi się uniknąć.
- Wielu ludzi marzy, by powrócić do lat młodzieńczych. Pana biografia, działalność w latach 50-tych i 60-tych nie jest tajemnicą dla nikogo. Czy pan chciałby z powrotem być młodym i czy by pan tę młodość zmienił?

- Mam wprawdzie 61 lat, ale jestem młody! Podstawową cechą młodości w moim przekonaniu jest chęć czynienia świata lepszym i wiara, że się to zrobi. Oczywiście, mając naście lat łatwiej o tę wiarę, bo z czasem człowiek gorzknieje. Ja nie zgorzkniałem, zrobiłem się tylko bardziej sceptyczny, bo rozumiem, że to muszą być procesy długotrwałe. Świat się jednak zmienia, można go zmieniać i ja to robię stale. Co mi się wydaje ważne - dla mnie sprawy małe i duże są równie istotne, jeżeli dotyczą ludzi.
- Ale czy chciałby pan powrócić do lat 50-tych i czy byłby pan taki sam?
- Na to pytanie nie umiem odpowiedzieć Co bym robił mając lat szesnaście z dzisiejszym doświadczeniem, jeszcze od biedy może bym potrafił powiedzieć, ale jaki byłbym dziś, mając tyle lat, tego nie potrafię sobie wyobrazić. Natomiast jeżeli chodzi o „Walterowców”, uważam to za jeden z lepszych moich pomysłów i wielkie osiągnięcie pedagogiczne. To była właściwa droga do walki z komunizmem. Drużyna miała własną konstytucję, oparta była na absolutnej demokracji. Każdy znał swoje prawo, obowiązywał mechanizm, że im ważniejszą funkcję posiadasz, masz więcej obowiązków. To była historia, która ukształtowała wielu ludzi do skutecznej walki z totalitaryzmem. Zdarzyła się jednak po czasie rzecz bardzo zła, bo władze harcerskie zaproponowały mi stworzyć nowy system. Próbowałem to uczynić, ale później powiedziałem, że nie. Władze postanowiły jednak przymusowo wprowadzić ten system, no i wtedy z wielkim trzaskiem i awanturą odszedłem, a później poszedłem siedzieć.
- Największy błąd w życiu?
- Nie wiem, czy największy, bo pewnie wiele błędów popełniłem... Jeden błąd popełniłem zbiorowo. Kiedy politycy solidarnościowi przystąpili do operacji przebudowy w obliczu walącego się komunizmu, zapomnieli, że jeżeli nie przełożą swoich propozycji na język zadań  ruchu społecznego, to stracą zaplecze. Tak doszło do „wojny na górze” i tego chaosu, w którym jesteśmy obecnie.
- A największa zasługa?
- Za taką uważam to, że całe swoje życie spędziłem w służbie, że jestem elastyczny wobec sposobów działania, ale wyznaję ciągle te same wartości. Są to ludzie, zwłaszcza słabsi, nie dający sobie rady w życiu, głównie dzieci. Drugi człowiek, szczególnie słabszy, jest dla mnie wartością nadrzędną, a w związku z tym także miłość. Jak to mówił święty Jan Ewangelista: Jak możecie kochać Boga, którego nie znacie, skoro nie umiecie kochać tych, którzy są obok?


(Echo, 34/1995)


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego