Anna Chodakowska - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > wywiady

„Dynastia”? Czemu nie…

16 listopada w Tychach, a następnego dnia w Mikołowie miłośnicy Edwarda Stachury mieli okazję obejrzenia opartego na jego tekstach spektaklu „Msza wędrującego” w wykonaniu Anny Chodakowskiej. „Echo” poprosiło znaną aktorkę o rozmowę.

- Wystawia pani „Mszę wędrującego” od dziesięciu lat. Ile spektakli już się odbyło?

- Jakieś dwa i pół tysiąca.
- Czy wciąż jest zapotrzebowanie na Stachurę?
- Oczywiście. To, co jest w poematach „Oto” i „Fabula rasa”, nie jest kwestią mody, bo nie może się zestarzeć, a ich żywotność można porównać z żywotnością „Pisma Świętego”. Dla niektórych ludzi jest to równie ważne, a jak się może zestarzeć „Pismo Święte”? Opowiadanie Stachury mówiłam już na egzaminie do szkoły teatralnej. Jego samego znałam, ale nie jako idola. Na Warszawskiej Jesieni grupa poetów prezentowała poprzez aktorów swoje wiersze. Mówiłam jego utwór i o ile inni poeci mieli uwagi dotyczące interpretacji, jego w ogóle to nie interesowało.
- Stachura to ulubiony pani twórca ?
- To jest raczej człowiek, który swoim myśleniem mnie poruszył. Z nim trzeba się zetknąć. Poprzez kontakt z nim człowiek jest na pewno bogatszy i patrzy na świat inaczej niż poprzednio. Można wiele książek przeczytać, po których nic nie zostaje, a po poznaniu Stachury człowiek sie zmienia.
- Dlaczego aktorzy występują w monodramach? Andrzej Grabowski przyznaje, że wystawia je, ale ich nie lubi.
- Zgodzę się z nim. Robię „Mszę wędrującego”, ale to nie jest typowy monodram. Nie buduję tu żadnej sztucznej formy, struktury, w którą mam się wczuć i ludzie mają w tę iluzję uwierzyć. Ja w ogóle nie buduję iluzji. Ona powstaje wyłącznie na płaszczyźnie skupienia. „Msza” jest daleka od teatru, chociaż teatrem jest poprzez sam fakt sceny czy mówienia przy świetle do ludzi. Ale ja to mogę mówić również przy stole i to niczego nie zmienia. Teraz chciałabym zrobić Lorcę, którego poezje bardzo lubię. Roman Ziemlański najlepiej gra klasyczną gitarową muzykę hiszpańską. Pomyślałam, żeby zrobić wiersze z tą muzyką, zaśpiewać może nawet po hiszpańsku.
- Pani zna hiszpański?
- Nie, skąd? Po prostu zapoznam się z tekstami przez tłumaczenie.

- Czy to można mówić tekst w języku, którego się nie zna?
- Można grać całe role. Wystarczy, że zna się tekst po polsku i strukturę tekstu oryginalnego, by wiedzieć, jak to powinno być interpretowane. Bardzo często aktor nie zna języka, w którym gra.

- Pani „Mszę wędrującego” mówi i śpiewa, łącząc aktorstwo z piosenkarstwem. Wielu aktorów ucieka wręcz tylko w piosenkę, przykładowo Michał Bajor. Dlaczego ?
- Bajor jest świetnym aktorem, ale w nim się biły dwie natury. Chyba sam nie wiedział, czy woli być muzykiem, czy aktorem. To, co robi, świadczyłoby raczej o jego uniwersalności zawodowej, niż o ucieczce. Kiedy już zaczął nagrywać, okazało się, że to jest dobre. Teraz jest w Ameryce i tam go kupują. Wiem, że pomaga mu Liza Minelli. Jeżeli będzie chciał wrócić do aktorstwa, to zawsze może to zrobić. Jak pan wie, Janek Peszek miał zupełnie inną drogę. Przecież on rozwinął się w sposób widoczny dla odbiorców dopiero w ostatnich latach. I to jest widoczne w takiej skali, że daj Panie Boże zdrowie ...A zbliża się do pięćdziesiątki.
- Co pani sądzi o taśmowych serialach? Zdaje pani sobie sprawę, że spora publiczność kojarzy panią przede wszystkim z „Labiryntem”.
- Moja pycha nie jest aż tak wszechogarniająca, jak niektórych aktorów, którzy w serialach nie grają... Ja bym też nie wystąpiła, gdybym w tym czasie grała na przykład w „Sugerland Express” w Ameryce. Ale zagrałam, bo wydawało mi się, że Renata to było śmieszne zadanie, ale uważam, że jeżeli to było ludziom w jakiś sposób potrzebne, to dobrze się stało.
- Zagrałaby pani w „Dynastii”?
- W „Dynastii”? Za pieniądze ? Tak.
- W jakiej roli?
- Nie ma tam takiej postaci. Chciałabym przyjść i rozsadzić konwencję. Ja tego naprawdę nie oglądam, czasami tylko patrzę i mówię – „Kurczę, to jest niemożliwe”. Ale to jest możliwe. Na przykład profesor Maria Janion powiedziała mi, że to jest jej ulubiony film. Polega to na tym, że ona ogląda „Dynastię” z perwersji.
- Ulubiona pani aktorka polska?

- Joanna Szczepkowska.
- A z zachodnich?
- Meryl Streep.
- Dlaczego?

- One tak grają, jakby te role pisały.
- A z aktorów?

- Robert de Niro.
- Czy również Bogusław Linda i Cezary Pazura?

- Przepraszam. Nie chodzę do kina. Lindę znam i bardzo go cenię.

- Wymarzona rola ?
- Wymarzona? Nie mam takiej roli.

- Czego by pani nie zagrała?
- Nie wiem. Ja bym w większości nie chciała grać, bo jestem leniwa.
- A gdyby pani ponownie wybierała, to byłoby to aktorstwo?
- Niekoniecznie. Byłabym muzykiem, może wokalistką, a może malarką. Złożyłam zresztą prace do szkoły plastycznej, przyjęto je, ale nie poszłam na egzamin.
- Czyli ta dusza artystyczna w pani tkwi?
- Jest, niestety, to mają wszyscy dyletanci, którym się nie chce nie konkretnego robić.


(Echo, 49/1993)


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego