Nie zakochałabym się w swoim ojcu - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

publicystyka > wojaczek

Nie zakochałabym się w swoim ojcu
mówi Dagmara Janus, córka Rafała Wojaczka

- Na planie filmu o pani ojcu pojawiła się pani z synem...

- Ma na imię Radosław i ma dziewięć lat. Drugi syn, Bartłomiej, ma sześć lat, a córka Milena cztery.
- Pani z kolei jest córką Rafała Wojaczka, ale z tego, co wiem, nie znała go pani. Czy jest pani w stanie mówić o nim bez emocji?
- To zawsze będą emocje, w końcu chodzi o mojego ojca.
- A nie został w pani jakiś żal do niego?
- Czy ja wiem... Teraz mam już swoją rodzinę, swoje życie. Jako dziecko też zawsze miałam rodzinę, chowałam się w gronie wielu osób ze strony mamy, byli babcia i dziadek Wojaczkowie. Miałam bliskie kontakty z Andrzejem, bratem ojca. Życie płynęło i nie było czasu się nad tym wszystkim zastanawiać. Dużo czasu zajmowała nauka, miłość. Nie miałam okresu roztrząsania ani żalu.
- Czy ten mit Rafała Wojaczka w jakiś sposób determinował pani dalsze życie? Czy ludzie nie kojarzyli pani z nim?

— Raczej nie. Wyszłam za mąż przed dziesięciu laty i zmieniłam nazwisko, a wcześniej obracałam się w takim środowisku, które nie interesowało się poezją. Kiedy studiowałam prawo w Krakowie, tylko raz jeden z profesorów zapytał, czy jestem krewną Rafała. W liceum były jedynie rozmowy z polonistką.
- A zna pani wiersze ojca?
- Oczywiście, czytywałam je, zresztą poezja zawsze była mi bliska, ale miałam też wiele innych zajęć. Bardzo pochłaniało mnie harcerstwo, skończyłam prawo.

- Nie pracuje jednak pani w swym zawodzie.
- Nie pracuję, zajmuję się dziećmi. Mąż, zresztą też prawnik z wykształcenia, prowadzi kilka sklepów w Zawierciu. Zapewnia nam to w miarę normalne życie, bez kłopotów finansowych. Ja z kolei kończyłam w tym roku studia podyplomowe - pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą. Mam sporo kontaktów z młodzieżą, która ma prawdziwe życiowe problemy, która nie ma gdzie mieszkać, jest wyganiana z domu, więc może dlatego nie mam czasu na jakieś własne wyimaginowane problemy dotyczące pamięci o Rafale.
- A jakim pani była dzieckiem?
- Raczej takim nie sprawiającym problemów. Wcześnie wciągnęło mnie harcerstwo, mam stopień podharcmistrza. Moja młodość to właśnie harcerstwo, rajdy, biwaki, obozy.
- Czyli potrafiła się pani znaleźć w życiu siebie jako siebie, a nie jako córkę zmitologizowanego poety.
- To było o tyle łatwiejsze, że nikt mnie nie kojarzył jako jego córkę. Tylko tutaj, w Mikołowie, tak jest. Bywałam zresztą tutaj u dziadków. Ich miłość do mnie była tak wielka, że nie czułam tak bardzo braku ojca. O ojcu nie myśli się jako o poecie, ale że zrobił na przykład przykrość dziadkowi czy babci. Babcia bardzo cierpiała z tego powodu całe życie, dziadek częściej o nim mówił. Natomiast babcia unikała tematu Rafała. Ona jako matka na pewno nie miała powodów do zadowolenia, że tak skończył w młodym wieku. Na pewno by wolała, żeby był normalnym człowiekiem, który żyje i gdziekolwiek pracuje. Dziadek Rafała tłumaczył, że to wszystko dlatego, że był taki wrażliwy.
- Pani już kilka razy powiedziała - „Rafał”. Czy myśli pani o nim właśnie jako o Rafale, a nie o ojcu?
- Raczej myślę - Rafał. On zmarł, będąc sześć lat młodszy niż ja teraz. Często porównuję go z moimi kolegami, z moim mężem, który jest bardzo dobrym człowiekiem. Jest bardzo wrażliwy i zachwyca mnie u niego to, jakim jest mężczyzną. To on bardziej zachęca mnie do literatury, a jednocześnie potrafi być bardzo odpowiedzialny za rodzinę. To mi się podoba. Natomiast nie zakochałabym się w takim mężczyźnie, jak mój ojciec.


(Dziennik Zachodni, 213/1998; przedruk [w:] Stanisław Bereś, Katarzyna Batorowicz-Wołowiec: Wojaczek wielokrotny. Biuro Literackie, Wrocław 2008 [s. 576 – 578])


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego