biernik opinie - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

poezja

Piotr Bratkowski
Skazany na młodość

52 lata, w dorobku parę cienkich książek, pewna renoma w środowisku poetyckim i prawie całkowita anonimowość poza nim. „Chyba już nie ma sensu się starać, pozostaje się starzeć” – pisze w jednym z wierszy Bogdan Prejs. Inny zaś tytułuje: „Przestałem być jedynym poetą z mojej generacji, który nie przytył od debiutu”.  Może dlatego nie przytył, bo debiutował za wcześnie, jeszcze w latach 80., kilka lat przed swoimi rówieśnikami z pokolenia „Brulionu”, którym w przebiciu się do zbiorowej świadomości oprócz talentów pomógł grupowy lobbing? „Biernik” to kolejny po „ce ha” tom poety z Mikołowa, którego głównym motywem jest stan zawieszenia. Pomiędzy młodością, której sztuczne podtrzymywanie staje się coraz bardziej ponure, a starością, która nie nadchodzi głównie dlatego, że w imaginarium człowieka wychowanego w świecie popkultury zabrakło słów, by ją nazwać i oswoić. „Waga ciągle wskazuje 65 kilogramów” – pisze Prejs – „ale niewykluczone, że po prostu coś innego ze mnie uleciało przez ten czas”. Co uleciało? Złudzenia?

(Newsweek, 31/2015)


Roma Jegor*
Biernik Bogdana Prejsa

Tytuł nowej książki Bogdana Prejsa Biernik zaraz na wstępie podsuwa mi szkolne formułki: biernik – kogo, co (widzę, opisuję, wspominam, utrwalam). Kogo? Siebie, sąsiadów, znajomych, mniej znajomych, najbliższych. Co? Rzeczywistość - przeszłą i obecną. Odczucia, obrazki, kołatanie myśli, jak dzwonek, jakbyś rowerem po swoim życiu jechał.
Teraz powinien być przysłówek „jak?". Najprościej. Niemalże oznajmiająco. Czasem wręcz surowo. Bez poetyzowania, czułostkowości, epatowania.
Z jakim efektem? Świetnym. Powstała książka poetycka niczym mała „kronika przypadków”. Z prozy życia, które jest w Bierniku na każdej stronie. Taka czarnobiała, słonogorzka, trochę kpiąca. Czasem spokojna niby oliwa, a czasem w takiej temperaturze wrzenia, że aż boli.
No, bo jak ma nie boleć, skoro „będziesz musiał odpuścić. chłopcy w twoim wieku/ dorośleją i powoli zaczynają już zdawać sobie sprawę, że nie posiądą wszystkich kobiet (…)”. I okazuje się, że „na dzisiaj koniec. teraz tylko odhaczyć datę w kalendarzu/z nagą blondynką i zmyć resztki czasu z cyferblatu (…). wyzwolić ciało. nie pozwolić/ się sprowokować naturze.”
„Chcieliśmy dyrygować słowami kolejnych/wierszy rzędami dusz" – mówi bohater Biernika - „być wyroczniami./ etycznymi przewodnikami, o etyce pojęcia/ większego nie mając.// i co? nikomu się nie udało.(…)/ tyle po nas zostanie,/ cośmy razem. nasze/ dusze stoją potworem.”
Co mnie wzrusza w Bierniku? Światło, które Prejs kieruje na szare miejsca, czasem wręcz detale („trzymasz w niej wszystkie nieszczęścia koziorożca razem/ ze skórzanym etui na papierosy (…)/ taka mała torebka. z duchami. na lewym ramieniu. a prawe ugięte/ pod ciężarem losów (może któryś wygra). bagaż historii.”).
Porusza mnie też uważność zwrócona na zwykłe momenty, przeciętne godziny („podobno była już noc, ale my nie jesteśmy/ gwiazdami, więc ciemność rozjaśnił jedynie/ płomień zapalniczki”). I ludzie „złapani” w wiersz, jakby to była migawka aparatu („w kuchni krząta się kobieta. gotuje kaszkę").
Bohater liryczny – niby stoik, niby tylko „opowiadacz", a przecież patrzy na świat bez bezpiecznego dystansu i jest czasami zupełnie bezradny wobec rzeczywistości, która się w niego wdziera, włazi w oczy, jest wdychana z dymem papierosowym, zapachem klatki schodowej. Podmiot wiersza czasem się poddaje: „każde słowo wymierzone jest we mnie każde/ może mnie zabić brak mi wyczucia”, a czasem sprzeciwia: „w chwilach takich jak ta (…) gdy słowa okazują się/ bezsilne wobec myśli rodzi się myśl nazwana /buntem”. Ale przecież „nie musisz już uciekać. pobiegłeś wystarczająco daleko”.
Biernik to trzecia książka poetycka Prejsa . Według mnie najlepsza. A to znaczy, że autor ma nam, czytelnikom, ciągle sporo do powiedzenia.
Jego bohater upomina siebie w wierszu, żeby „zachować dystans. trafiać w sedno. puentować (…) prosto w noc. i udawać, że nie krwawi”.
I właśnie to zrobił w swojej książce Bogdan Prejs.

(Śląsk, 10/2015)

*w piśmie błędnie podano jako autorkę recenzji Ewę Wylężek


Sławomir Płatek
Bogdan Prejs, biernik

Nie wiem, co z tym zrobić. Notes ma charakter prywatny, więc prywatnie – ja nie umiem czytać tych wierszy. Dawka pesymizmu (chwilami graniczącego z defetyzmem) jest w takiej sprzeczności z tym, czego szukam czytając książki, że nie jestem w stanie się odnieść. Nie mówię, że ten tomik ma jakieś wady – bo nie umiem go ocenić, po prostu nie znalazł we mnie czytelnika. Z pewnością znajdzie w kim innym, ja jestem bezradny.

(http://salonliteracki.pl/blog/slawek/archives/tag/bogdan-prejs)


Sabina Wawerla-Długosz
W pogoni za czasem

Bohater „biernika” Bogdana Prejsa to człowiek konkretny, na zewnątrz „poukładany” taki przykładny obywatel, spokojny i nikomu niewadzący. Jednak pod tą fasadą „dobraki” pulsuje głodny obserwator kadrów codzienności.
Ta codzienność „dopada” naszego bohatera na każdym kroku, w dzień i w nocy, podczas niespokojnego snu, bolesnego przebudzenia, podczas codziennych czynności. Widać ją w niespełnionej miłości szalonej pseudo artystki, która w akcie najwyższego uwielbienia odstępuje swoje miejsce w kolejce w banku „(…) zaczepiła mnie dzisiaj w banku. recytowała. cytowała./ nawet zatańczyła. wręcz się wdzięczyła. - mam 63 lata./ kocham pana - wyznała. po czym odstąpiła mi miejsce w kolejce do kasy”. Codzienność prozaicznych obowiązków, przez które przedziera się samotność „(…) jutro muszę powiesić firany. odkurzyć. może/ coś umyć. zdjąć miotłą pajęczyny./ chciałbym wszystko przespać. ale nie da się zapomnieć (…)”. Kochanie się, po orgii dźwięków, z nimi i bez, aż do obiadu  „(…) do wpół do czwartej w nocy słuchaliśmy głośnej/ muzyki, następnie kochaliśmy się ponad godzinę./ (…) wstałaś. Ja nadal śniłem. ty w tym czasie robiłaś/ obiad. jarzynowa i ziemniaczane(…)”.
Obserwator w „bierniku” pomimo fasady jest boleśnie autentyczny w swoich przeżyciach, jest można powiedzieć taki „do wnętrza”, umysł wciąż zaprzątnięty analizą wszystkiego, co wokół, znajduje siebie samego pośród okruchów przeszłości, które nawiedzają go jak koszmar, stagnacja, przed którą się broni, jest coraz bliżej. Życie w ciągłym napięciu, w oczekiwaniu „na” jest często nie do zniesienia, poza ludzkie siły. Bogdan Prejs, podobnie jak w tomie „ce ha” zdaje nam relację z codzienności, spowiada się z niej, co od czasu do czasu przydałoby się każdemu z nas, inaczej można się pogubić. To wiersze dla każdego, kto czuje trochę więcej niż tylko chęć zaspokojenia podstawowych potrzeb. „biernik” jest przestrogą przed czekaniem, przed odkładaniem tego, co w danym momencie istotne, na później. To później jest największym niebezpieczeństwem, jest ślepą uliczką, nagle orientujesz się, że przeleciało ot tak kilkanaście lat. Później to zły brat teraz. Nie ma co czekać. Zacznij działać już dziś.
Prejs z dziennikarską precyzją wprowadza nas w świat, jaki znamy, jednak nie znajdujemy słów, żeby go opisać lub też wstydzimy się prozy, codzienności, szarości, której przecież doświadcza każdy z nas. Nie można odciąć się od świata, niezależnie jaki by ten świat nie był, trzeba być jego uczestnikiem, niekoniecznie na wszystko się godzić, a nawet na wiele nie godzić i może najlepszą bronią jest obserwacja, wyciąganie wniosków, chłodne spojrzenie, wartość wypowiadanych słów. Pośród tłumów czai się samotność. Warto o tym pamiętać, by móc dobrze się sobą zaopiekować, zdążyć.

(http://wobec.eu/index.php/29-sztuka/recenzje/328-w-pogoni-za-czasem-sabina-wawerla-dlugosz)


Robert Rybicki
Powiatowy everyman

W nowym tomie Bogdana Prejsa (biernik) podmiot, choć mocno osadzony w swoim życiu (lirycznym?), staje się właściwie jednym z punktów rozbudowanej przestrzeni, odmitologizowanej. To właściwie everyman w żaden sposób nieoddzielony od społecznych bolączek współczesnego świata, zogniskowanych w każdym domu, z biedą za pan brat. Podmiot/everyman/bohater (jak ujmują to autorzy posłowi na okładce) jest jednym z ruchomych punktów tego wielokąta relacji międzyludzkich (gdyby to bezczelnie ująć na pozór matematycznie), który zmysłowo odbiera ten świat, myślowo obrabia, lirycznie wypluwa jak liść koki albo gumę do żucia, gdy już zbiera się na rzyg cynika. Ostatecznie nie widzę tu sceptyka lub cynika, nie widzę postmodernistycznego moralisty (postmodernizm dzieje się u sytych?), bardziej to głos z dna ludzkiej egzystencji, gdzie ludzie jeszcze ze sobą rozmawiają i minimalizują sterowalność, manipulowalność swoich żyć. Coś, co Maciej Melecki porzucił wiele lat temu, odświeżył Bogdan Prejs, nadając młodzieńczemu wigorowi i przekorze nową moc: doświadczenia egzystencjalnego, gorzkiego w swojej prostocie; warto dodać, że tom ten pod względem poetyki nabrał więcej jeszcze uporządkowania (patrz: praktyka poetycka Rafała Muszera) i swoistej melodyjności (nie bez powodu te odniesienia do Janis Joplin czy Dezertera?).
Ważną – uśmiercającą – klauzulą jest zasugerowana krytyczna postawa wobec tzw. generacji brulionu i wszelkich grupowości (autor używa sformułowania „srulion”); dobrze wiadomo, że w wielu wypadkach nie chodzi w pokoleniowości czy grupowaniu się artystów o wspólną postawę światopoglądową, lecz o wspólne wybicie się na danym rynku nieartystycznym. Można powiedzieć: w grupie łatwiej o posadę (sic!). Tak więc zawsze w wypadku grupowości szala przechylać się będzie od wspólnotowości do biznesu.
Wrażliwość poetycka Prejsa wychwytuje niuanse mizernego żywota, a co jakiś czas okrasza tom sekwencjami, rosnąco zaznaczającymi się w przebiegu książki; mamy jako otwierający tom niezatytułowany wiersz w stylu „ars poetica”, swoiste credo poetyckie, obietnice trzymania się pewnych zasad (te trzy kropki w tytule wyglądają jak kropki-kostki po opuszczeniu sławetnej maksymy rest in peace), kończy się zaś ten zbiór epigramatem „nad”, taką glossą do życia, gdzie z nonszalancją artysty estradowego Prejs rzuca kwiaty wrogom, fałszywym przyjaciołom dobre słowo (i tu: peace and love, więc autor jeszcze ma w sobie rock’n’rollowy żar?). Osią świata przedstawionego staje się klatka schodowa, niemalże przeżuta jak miąższ chleba, trochę to tak jak u Białoszewskiego ta przestrzeń mrówkowcowa, ograniczająca a zarazem wyzwalająca – inaczej wygląda świat człowieka wychowanego w rygorze klatki schodowej w porównaniu ze światem człowieka z wolno stojącego domu.
Szczególne miejsce mikołowski poeta poświęca kobietom; patrzy na nie z perspektywy mieszkańca bloku czy familoka, mężczyzny związanego z kobietami (matka, żona, kochanki, partnerki), czy ogólnego obserwatora zachowań (np. facet z mieszkania obok kopnął/ śpiącą na wycieraczce żonę i kazał jej lecieć/ po piwo, czy takie coś dostaniesz czytelniku w serialu?). Biologia relacji międzyludzkich zmiękczana bywa ironicznym poczuciem humoru (here is the news). W tych wszystkich lirycznych zapiskach dotyczących żeńskiej strony życia, a wypełniają one gros zawartości zbioru, poprzez uproszczenie zapisu, który miałby oddać swoją chropowatością szorstkość doświadczeń egzystencjalnych, ale i w stylu a la Bukowski też rubaszność, czy rzadkie i ograniczone przez system formy przyjemności, docierają tez formy czułości, a wszystko w formie konfesyjnej (tom jako konfesjonał?). Skomplikowanie relacji międzypłciowych określają takie tytuły wierszy: „dzień kobiet”, „dwa fotele”, „w banku”, „torebka od niegucciego”; gdziekolwiek nie zajrzeć, panuje patriarchat, typowo ślunski patriarchat, nawet wykolejenie patriarchatu w formie przemocy. Autor ze swoja postrokendrolową wrażliwością czuje się autsajderem lokalnym, to wydaje się być przerzucone na teren wiersza (wiersz: „trzy kobiety. wszystkie krzyczą”). Wiersz śmierdzi schamieniem i zdegenerowaniem człowieka, wypraniem go z wszystkiego, co nie jest gonitwą za codziennymi, życiowymi sprawami. I tu jawi się biologiczność homo sapiensa, to jego „naturą człowieka jest wytwarzanie kultury”, acz tu nie ma wytwarzania kultury, jest tylko glonojadowa konsumpcja, brutalność odruchów, ekstremalność relacji, właściwie zezwierzęcenie (biernik jako apoteoza zezwierzęcenia człowieka śląskiego? Hymn kieratyzmu?). Czyli tak: Prejs opisuje wyjałowienie człowieka współczesnego w wyniku zapieprzania w kieracie na takim zadupiu, że nawet litość i miłosierdzie się tam kończy. Nie ratuje tego nawet bunt.
Ostatnią deską ratunku wydaje się być (jeśli już miłość nie może, bo w nią się nie wierzy) kultura literacka, muzyczna, acz przywoływane postaci kultury jawią się tak: „dziś znowu zmarł marquez”, „julia hartwig kończyła dziewięćdziesiąt lat”, „zacząłem czytać o jacku bierezinie”, „sylvia plath nie zmrużyła tutaj oka”, co w sensie lekturowym ustawia autora tych tekstów wśród ambitnych studentów polonistyki max. lat dziewięćdziesiątych, a bohatera lirycznego wśród zasuszonych buntowników wedle przebrzmiałych etosów, dla którego jedyną godziwą rozrywką jest dupczenie i piwo, a jak twórca przyznaje w jednym ze swoich utworów: wszyscyśmy chcieli (…) zostać/ baczyńskimi, bursami, barańczakami/ wojaczkami (…) i co? nikomu się nie udało./ wszyscyśmy bez wyjątku zostali całkiem nieźle/ wykształconymi zapijaczonymi degeneratami/ na stanowiskach skrzętnie skrywającymi swój/ nałóg. Czyżby autor nie miał ochoty być sobą, skoro tak pisze? Wielokrotnie przecież wskazywał na swoje generacyjne rozterki, które jeszcze mu nie uszły z myśli (np. „choć od dawna wiem że żadnego pokolenia nie było”). Zresztą to tom, w którym autora od podmiotu oddzielić nie sposób, tudzież generacji od przeżycia.
Mamy sytuację nie do pozazdroszczenia: pięćdziesięciolatek, który chce żyć jak nastolatek, żyjący wśród ludzi znerwicowanych, rozhisteryzowanych, agresywnych lub brutalnych, sam nieco przejmuje z tego elementarza zachowań podklatkowych na zasadzie obrony własnej, broni się wątłymi bodźcami estetycznymi i namiastką miłości; można powiedzieć, że biosfera zawarta w wierszach przypomina wojnę wszystkich przeciwko wszystkim, w takich warunkach wrażliwość zmienia się w nieczułość, a alkohol jest jedynym ukojeniem, znieczuleniem, jak eter u dentysty. Może lepiej więcej marysi zapalić? O nie, bo stanowiskowy ostracyzm to, lepiej robić to, co wszyscy: pić, bo to reglamentowany towar, państwowo akceptowany.
Poezja bez ściemy wygląda właśnie tak. Nie ma w niej nawet piękna.

(Wakat, 30/2015)


Paweł Kucz
Codzienność przemyślana

‘biernik Bogdana Prejsa wydany w czerwcu 2015 przez Instytut Mikołowski jest trzecim tomikiem w dorobku mikołowskiego poety. Poprzednie to sms do ludożerców i ce ha.
Tomik zaczyna się deklaracją/ manifestem podmiotu lirycznego dotyczącym sposobu postrzegania i opisywania świata. Istota tego wiersza skupia się na zaakcentowaniu braku liryzmu i poetyckości codziennego życia, przy jednoczesnym ukazaniu jego chropawości oraz odrzuceniu sfery uczuciowej. Otwierający wiersz kładzie się cieniem na kolejne utwory w tomiku, bo życie ujawniane przez Prejsa nie kojarzy się z młodzieńczym wyobrażeniem, marzoną utopią. Autor odziera je z pozorów i resztek złudzeń. Pozostaje powszedniość tego, co pozostało do przeżycia i gorzka świadomość zmarnowanego potencjału. Świadczą o tym z jednej strony miejsca, w których Prejs osadza akcje swoich wierszy – mieszkanie w czynszowej kamienicy, klatki schodowe, przystanek autobusowy, autobus; z drugiej – popkulturowe klisze. Lecz podmiot liryczny nie zatapia się całkowicie w codzienności. Charakteryzuje się on głęboką świadomością tego, kim jest, i potrafi skonfrontować obecny stan, w którym się znajduje, z wyobrażonym wiele lat wcześniej. Bo w tym zapisie przeżytych dni przez pozbawionego uczuć, chłodno patrzącego na świat dojrzałego mężczyznę, znajduje się sporo miejsca na cyniczną refleksyjność. Dotyczy ona szerokiego spektrum spraw – życia rodzinnego, odejścia najbliższych, samego siebie.
Tomik Prejsa, będąc niejednorodnym w swej strukturze, stara się poruszać dwa istotne tematy – codzienności i refleksji nad życiem w niej. Prejs mówi o tym wprost, lecz często zapożycza się w kulturze popularnej, by oddać sens swoich przemyśleń, nadać im powszedniego charakteru i uniknąć patosu. Czytelnik dostaje więc interesującą, indywidualną próbę rozprawienia się z tym, co powinno być już wyjaśnione, rozumiane, a nawet zapomniane, do czego nie warto już wracać.

(Migotania, 4/2015)


Mirosława Szott
Czarne puentowanie

"trzeba pamiętać: żadnej metafory. zero patosu./ nie używać słów: życie, śmierć, ból, samotność" - to fragment wiersza, który otwiera najnowszy tomik Bogdana Prejsa 'biernik. Zalecenie jasne: zachować dystans wobec rzeczywistości, wobec materii słowa. Obejść abstrakcyjne określenia, by znaleźć ich sens. Od początku nie mamy złudzeń, w jaki świat wchodzimy. Będzie szorstko i rzeczowo. Żadnego głaskania ani klepania po plecach. Nie oswoimy autora ani jego wierszy. Całe szczęście.
W tej dzikości zawarta jest próba obrony, ucieczki - kto wie, czy nie przed własnym cieniem. Bohater 'biernika najczęściej szuka uwolnienia od siebie, targany lękami i niespełnionymi fantazjami (życiowymi, seksualnymi, poetyckimi). Czasem jednak zatrzymuje się, patrzy wstecz i nie jest pewny, czy w ten sposób ostatecznie się poddaje: "nie musisz już uciekać. pobiegłeś wystarczająco daleko" (wagary). Moment ów jest dla niego decydujący - tylko w ten sposób może stawić czoło lękom i napięciom. Dopiero statyczność umożliwia mu dokonanie rezonansu przeszłego czasu. Wynik jednak nie uspokaja, diagnoza brzmi: "aktywnie uczestniczysz w braku obecności" (godnie z planem). Podmiot doświadcza istnienia pozornego. Zostaje mu fantazjowanie na temat okoliczności śmierci: "a może by tak sobie umrzeć nagle na łonie/ natury" (pomysł na życie).
To nie jest poezja depresyjna (w sensie: przygaszona, apatyczna, złowróżbna). Raczej - używając określenia autora - jakiś "wyższy stan optymizmu" (wirek ratusz). Prejsa nie interesują afekty, nagłe i nieprzewidziane zwroty, nic go nie dziwi. I z tego braku zdziwienia - paradoksalnie - rodzą się wyjątkowe obrazy: "później wróć. jak gdyby nic podlej fiołka,/ bo akurat zakwitł. obierz ziemniaki, nimi/ zakwitnąć zdążą. rzuć kubkiem w okno" (pinokio). Znowu instruktaż, może nawet domowe rozporządzenie. Przecież wszystko to już się wydarzyło według mechanizmów, które są przewidywalne. Wystarczy zachować niewzruszony spokój, ewentualnie udać zaskoczenie jak w the day after. Innymi słowy: „zbierniczyć". Przejść na pasywną stronę bytu, ale nie tę martwą, ale raczej obserwująco-filozoficzną. Biernik to jeden z przypadków deklinacji, któremu już w szkole podstawowej można bez wahania przyporządkować pytania: "kogo? co?". Odpowiedź zawsze wskaże nam obiekt, który poddaje się czyjejś czynności. To zdaje się wygodna pozycja, nieobciążająca odpowiedzialnością, pozbawiona sprawczości.
W jednym z wierszy Prejs oznajmia: "filozofię przypadku wyznajesz jedynie/ do biernika" (godnie z planem). Co ciekawe, bohater tej poezji nie zawsze wypowiada się w pierwszej osobie, używa też czasowników lub zaimków w drugiej osobie. Ta poetycka komunikacja to zazwyczaj self-talk. Tworzy dystans psychologiczny, by w ten sposób uwolnić się od napięcia i stresu: "wówczas może okazać się, że to nie dzień był zły,/ ale że tobie zabrakło pomysłu na jego sensowne/ wypełnienie" (niedziela). Bohater wierszy Prejsa tkwi w jakiejś przestrzeni, która oddzielona jest od rzeczywistości nazwanej. Jest zawieszony. l w ten sposób "gdy słowa okazują się/ bezsilne wobec myśli rodzi się myśl nazywana/ buntem" (w chwilach takich jak ta rodzi się bunt). Bunt powstaje z bezsilności wobec upływającego czasu. Ale do końca nie wiadomo, czy powodem jest to, że "chłopcy w tym wieku/ dorośleją i powoli zaczynają już zdawać sobie/ sprawę że nie posiądą wszystkich kobiet, które/ im się podobają" (51'), czy raczej przechodzenie w fazę przyzwyczajania do tego stanu: "ból, jaki sprawia, z każdym dniem łagodnieje/ jak kawa po turecku zastępowana rozpuszczalną" (51'). Bunt nie przynależy do stoickiej postawy. Przy czym u autora 'biernika nie jest to typowa kontestacja ani rebelia (warto przypomnieć, że poeta jest też autorem książki Subkultury młodzieżowe. Bunt nie przemija, więc wnikliwie zna temat). Ale jest to raczej świadome zaprzestanie szamotaniny z czasem: "przestałem cokolwiek zaczynać, nawet książki/ czytam od końca. kupiłem chomika. poza tym/ u mnie nic nowego. wszystko się już zdarzyło" (nic nowego).
Każdy ranek to zawiedzione przeczucie odejścia (the day after). Ów uprawiany z namiętnością sceptycyzm staje się niemal karykaturalny, przejaskrawiony. Do tego stopnia, że odbiorca traci czujność i przestaje odbierać ów czarny humor jako zagrożenie. Czytelnik odczuwa raczej estetyczną przyjemność przebywania w towarzystwie tak dopracowanych tekstów.
Prejs celnie puentuje swoje utwory. Weźmy choćby ostatni z tomiku wiersz nad. Poeta wyjawia: "a wystarczyłoby być miłym/ : wrogom kwiaty/ : fałszywym przyjaciołom dobre słowo/ : przyjaciołom – słowo dobre/ nad wyraz". Wystarczy być miłym, ale niestety każda z przytoczonych możliwości wymaga pewnego stopnia nieuczciwości wobec siebie.
Minimalizm formy przekłada się tu na skondensowaną treść. Poeta nie lekceważy języka: "nieprawda, ważne jest każde słowo. cokolwiek napiszę,/ mogę cię zranić" (sylvia plath nie zmrużyła tutaj oka). Wydaje się mówić, że nie ma słów neutralnych, żyjemy w dżungli znaków, pajęczynie sensów, a język zmienia rzeczywistość. Prejs ma wyostrzoną świadomość językową, zdobył już niezłe doświadczenie w pisaniu i wydawaniu; 'biernik to trzecia książka tego autora (wcześniej w Instytucie Mikołowskim powstały: sms do ludożerców - 2009; ce ha - 2012), nie licząc arkuszy poetyckich.
Na koniec wypada zapytać o tytułowy apostrof. Czy to tylko fanaberia pisarza, bunt wobec zastanych zasad? Nic nieznaczący znak graficzny? Wątpię, aby Prejs - tak precyzyjny i wyczulony wobec języka - zaśmiecał tytuł swojej książki. W ortografii angielskiej używamy tego górnego, "wynaturzonego" przecinka do tego, aby zrobić skrót, pominąć litery lub początkowe dwie cyfry należące do daty. Do jakiego rozwinięcia zaprasza tytułowy biernik? Może odsyła do otaczającej pustki, doświadczenia absolutnego zawieszenia, którego nieprzystawalności do świata nie daje się w lepszy sposób przedstawić? Tego nie wiadomo.
A może właśnie ten ledwie zauważalny apostrof sprawia, że biernik przestaje być biernikiem i staje się swoim zaprzeczeniem.

(Topos, 1/2016)

 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego