widokówki 1986 link - Bogdan Prejs

Przejdź do treści

Menu główne:

poezja


widokówki 1986
Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 1990


A jednak w snach wracają te same co niegdyś krajobrazy

kpiąc sobie z tego co poznałam i moich czterech zmysłów
Julia Hartwig: To wszystko nie zostało stworzone dla ciebie



Wszystkim, którzy otrzymywali

listy na adres: „Litus Residence",

Lido di Ostia, Roma, Italia




ameryka


Ameryko, tobie oddałem prawie wszystko 22-go sierpnia 1986 roku.
Oddałem ci wiarę i nadzieję, sobie pozostawiłem sobie tylko miłość do pewnej dziewczyny, która z bogiem ma tyle wspólnego, że w niego wierzy.
Ameryko, zostało mi wtedy kilkadziesiąt dolarów po 950 złotych za jeden i dziesięć centów w monetach jednocentowych, których nie chciał przyjąć żaden  bank.

Moja dawna dziewczyna powiedziała, że człowiek jest szczęśliwy, gdy może robić to, na co ma ochotę - dlaczego nie miała racji?
Ameryko, dlaczego nie jesteś ideałem, a ja mimo to śnię o tobie, nierealnie marzę, że cię kiedyś zobaczę?

Dlaczego wieszasz psy sama na sobie?

If you love somebody, set them free - jak mam rozumieć to zdanie?
Stworzyłem własny świat, nie jest mi w nim dobrze, ale mimo wszystko nie chcę go zmienić.

Powiedz mi, dlaczego świat, w którym żyję, nie jest podobny do tego, który stworzyłem.
Ameryko, nigdy nie byłem komunistą, ale dopiero teraz wiem, że na pewno nie zostanę nim w przyszłości.
Kilka razy powiedziano mi, że postąpiłem szlachetnie, a to były tylko puste gesty, chwilowe emocje, których później żałowałem.
Ameryko, powiedz kilku facetom, że mam ich serdecznie w dupie.
Wytłumacz mi, dlaczego z faktu napisania tych słów będę musiał tłumaczyć się przed jakimś człowiekiem, który podobno strzeże mego bezpieczeństwa?
Powiedz mi, dlaczego trzeba zabijać w imię wolności?
Dlaczego wolność warta jest ludzkiego życia?
Dlaczego jest taka zachłanna?
Pomóż mi zrozumieć siebie samego.
Dlaczego jestem jaki jestem, a nie jakim mógłbym być?


Ameryko, pozwól mi zapomnieć o sobie, pozwól mi uwierzyć, że cię nie potrzebuję, oddaj mi wszystko, co poświęciłem ci tamtego dnia.


This is not America - śpiewa David Bowie.
A Allen Ginsberg bezsilnie rozkłada ręce.



rzym, piazza venezia, godz. 15

w tym mieście gdzie w najbliższym czasie
powinien stanąć Pomnik Nieznanego Japończyka
z aparatem fotograficznym firmy Kodak
zaopatrzonym w szerokokątny obiektyw
w mieście do którego prowadzą
wszystkie wąskie jednokierunkowe drogi
a wyjeżdża się kilkupasmową autostradą
w tym mieście gdzie nazwisko Maradona
jest popularniejsze niż Juliusz Cezar
którego największym błędem politycznym
była nieumiejętność strzelania bramek
w tym mieście
pewnego słonecznego dnia
poczułem że mogę zacząć
żyć od nowa
choć dotąd nigdy jeszcze nie umarłem

(teraz już wiem że życie może trwać wiecznie

a miasto już we mnie umarło)


do przyjaciela w portlandzie


jak ptak pozbawiony skrzydeł
który wzbił się siłą woli
nie wierzysz jeszcze w niebo
oświetlone pięćdziesięcioma gwiazdami
i reklamą papierosów Lucky Strike

to się wydaje takie proste
zamienić ojczyznę w kraj zamieszkania
smutną konieczność w wolny wybór

ty - obywatel świata
który zrozumiał że ojczyzna znaczy ja

że "tam gdzie ja stoję, świeci słońce"
nie zastanawiasz się czy twój niedouczony bóg
zrozumie słowa modlitwy
szeptanej w obcym języku

chleb to bread lecz smakuje tak samo
twoje dzieci to children
ale to żaden powód by kochać je mniej

nie rozumiesz słów tchórz uciekinier zdrajca
którymi obdarzają ciebie i tobie podobnych
bełkotliwe komunikaty codziennych gazet
refuge brzmi o wiele przyjemniej

ty - obywatel wolnego świata
kiedy zechcesz możesz doświadczać

symbolizowanych przez Statue of Liberty prawd
i w lustrze sprawdzać ich zastosowanie

w Portlandzie śmierci nie ma
bo nazywasz ją death
lecz chociaż żyjesz wciąż
w mej pamięci
to umrzesz kiedyś

naprawdę



zamiast listu do adama


w Melbourne czy Sydney gdzie teraz mieszkasz
marzenia mają kształt jachtu na spienionym oceanie
nie wątpię że to jest właśnie to czego pragnąłeś

mogłeś mieszkać bliżej
ale ty nie lubisz Niemców
i chciałeś być uczciwy wobec siebie samego
teraz patrząc w lustro możesz sobie spojrzeć prosto w oczy

P.S. (a Ewa codziennie chodzi do ZOO
     aby zobaczyć kangury)


w cieniu statuy wolności


jeżeli to tylko moja imaginacja
mój niepokorny sen
: stoję w cieniu Statuy Wolności
piszę wiersz o człowieku
który chciał być szczęśliwy
który wierzył że wolność
nie jest tylko pustym słowem
z przeczytanej notatki prasowej
w Trybunie Robotniczej
który myślał
że najważniejszym jest być
a nie być posłusznym

płonie w dłoniach papier
płoną moje myśli

piszę wiersz o jeszcze jednym naiwnym
który uwierzył że prawda jest niezależna od ustroju
i języka urzędowego
chociaż w każdym brzmi inaczej

Statua Wolności nie zwraca na mnie uwagi

wierzyłem że można poświęcić się
nie poświęcając siebie
ani innych

płonie w dłoniach papier
płoną moje myśli


• • •

nie przysyłajcie mi widokówek
z Empire State Building
Niagarą lub widokiem na gmach opery w Sydney
nie przysyłajcie mi listów
ze znaczkiem za 75 centów na kopercie
swoich fotografii z najnowszym modelem forda w tle
rozkładów mieszkań
danych technicznych zestawu stereofonicznego
reklam wódki Gorbatschof
najnowszych katalogów

nie przysyłajcie mi listów w języku angielskim
fotek swoich żon
jednodolarowych banknotów

nie przysyłajcie mi spełnionych s
nów
ziszczonych marzeń słów zachwytu

wyślijcie prześwietloną kliszę
białą kartkę
abym mógł ją spalić bez żalu



ocenzurowano


w latach 1981 - 82 prowadziłem bogatą korespondencję z pewną dziewczyną o imieniu Ewa mieszkającą na drugim końcu Polski w mieście które leży nad ostatnim z polskich mórz jedynym jakie wtedy znałem
znaliśmy się tylko z listów moja szuflada do dziś kryje ich chyba ze trzydzieści mój adres znalazła w miesięczniku Radar prowadzącym rubrykę pen pal club
miałem osiemnaście lat i ogromny zapas wiary w takie wartości jak prawda miłość wolność jej imię łączyłem z niespełnioną nastoletnią miłością i ona miała mi ją dać zastąpić przywrócić wskazać
nie przeszkadzały nam stempelki ocenzurowano bo czy można ocenzurować miłość nie stanowiła przecież zagrożenia dla czołgów pałek gazów łzawiących i armatek wodnych

tacy jak ja pisali ulotki ja pisałem listy zamiast bibuły przesyłałem w kopertach zdjęcia zespołów i swoje własne miałem wtedy osiemnaście lat miałem już dowód matury jeszcze nie nie potrafiłem jeszcze krzyczeć czytałem lektury szkolne i Trybunę Robotniczą myślałem że będzie lepiej i było lepiej bo zniknęły z kopert ślady fioletowych stempli

teraz mam o sześć lat więcej od pięciu nie wysyłam już listów do Gdyni zresztą nie mam tam nikogo znajomego zdążyłem stracić wiarę przestać czytać Trybunę zrobić maturę zdążyłem zakochać się kilka kolejnych razy i tyle przeżyć porażek teraz miłości uczy mnie dziewczyna która zostanie moją żoną mieszka bliżej i nie musimy przesyłać sobie listów z fotografiami ładniejszych koleżanek i przystojniejszych kolegów Radar został tygodnikiem listy sprawdza się bez oznaczania kopert kolorowymi pieczątkami

zdążyłem zakosztować wolności i niewoli miłości i nienawiści ucieczki i powrotu

mam coraz mniej wiary
coraz więcej nadziei

06.1987


 
Copyright 2017. All rights reserved.
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego